Obrazy na stronie
PDF
ePub

JULIUSZ SŁOWACKI

JEGO ŻYCIE I DZIEŁA

W STÓSUNKU DO WSPÓŁCZESNÉJ EPOKI.

PRZEZ

ANTONIEGO MAŁECKIEGO.

TOM DRUGI.

LWÓW.

NAKŁADEM AUTORA.

Z DRUKARNI ZAKŁADU NAROD. IM, OSSOLIŃSKICH.
Pod bezpośr. zarządem uprzyw. dzierzawcy Alex. Vogla.

1867.

[ocr errors][merged small][ocr errors][merged small]

kwarantana

rencyi

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

"

-

[ocr errors]

Znajo

Druga połowa roku 1837 i cały 1838. Przybycie do Liworno smutna wiadomość z domu. Poeta osiada we Floprzywiązane do miasta tego wspomnienia Danta towa. rzyskie stosunki. Wiersz Do Księgarza" - Poema Piasta Dantyszka o piekle „Podróż na Wschód." mość z księżną Survilliers mania muzykalna we Włoszech.Niespodziewany epizod w życiu p. Aniela M. Sonety. Zygmunt Krasiński w Florencyi-korespondencya Słowackiego z matką na czas dłuższy przerwana wyjazd jego do Francyi. Na kilka miesięcy przedtém druk Anhellego, jako też Poematu o Piekle. Rozbior krytyczny Anhellego.

Dnia 17 czerwca 1837 okręt, na którym wracał Słowacki ze Wschodu, zawinął we Włoszech do portu. Był to port miasta Liworno. Stosownie do obowiązujących tam w czasie owym przepisów, podróżni przybywający ze Wschodu zmuszeni byli zaraz po wyjściu z okrętu odbywać kwarantanę. I Słowacki formalności téj przykréj poddać się musiał. Klauzura ta trwała dla niego przeszło 3 tygodnie. Dnia 11 lipca dozwolono mu przenieść się wreszcie do miasta. Wtedy kazał się zawieść do tegoż znowu hotelu, w którym nocował rokiem pierwéj, kiedy spieszył z Genewy do Rzymu powitać krewnych, którzy tam na niego czekali. Dziwnym trafunkiem, dano mu teraz nawet tensam znowu pokoik, który i wtedy zajmował. Chętnie dał się wprowadzić do numeru tego Słowacki. Miło mu było widzieć się przez dni kilka w kąciku, którego wszystkie sprzęty odświeżały mu w pamięci tę przeszłość tyle jeszcze nie dawną, a tak zupełnie jednak różną od chwil obecnych. Przed rokiem miał przed sobą krainę, o któréj

Tom II.

1

[ocr errors]

że

pięknościach mówiła mu wyobraźnia wszystkimi urokami poezyi. Miał zobaczyć Rzym i wszystkie przepychy jego. Wiedział, w nim oczekuje go i coś droższego jeszcze, aniżeli wszystkie przepychy świata rodzina, przywiązana do niego. Teraz widział się opuszczonym przez wszystkich swoich może na zawsze. Wracał z świata poezyi w stosunki znane sobie, powszednie, rzeczy wiste, uregulowane aż do przesytu pełne prozy, tęsknoty, samotności nawet fizycznie blade i wypłowiałe w porównaniu z tém wszystkiem, z czém się pożegnał...

---

„Prawda to, co powiadają ludzie wschodni, że kto raz tamtego powietrza zakosztował, to jeżeli może, nazad tam znów powraca pomimo wszystkich niewygód ciągłej podróży. Tak tam dziwnie lekkie jest życie, że mi teraz Europa ciemną się wydaje. Poczerniały domy* zgęstniało powietrze na zwierciadlo marzeń ktoś chuchnął i zamglił szkło... Chciałbym jeszcze raz być na Libanie.“ (z listu z dnia 24 listopada 1837 r.).

[ocr errors]

Przez cały czas wędrówki swojej po różnych częściach świata nie miał Słowacki ani jednego listu od matki. Inaczej to być nie mogło. Matce Juliusza nie było nigdy wiadomo, gdzie syn jéj bawi i jak się długo w którém miejscu zatrzyma. Odbierała listy od niego zawsze znacznie po czasie. Niektóre z nich ginęły nawet po drodze. Nie było zatém możności utrzymywać z nim jakąkolwiek korespondencyą, dopókiby nie powrócił do Europy. Juliusz to pojmował i nie spodziewał się też, dopóki podróż trwała, żadnych wiadomości z Krzemieńca. Lecz teraz wychodząc z kwarantany― niecierpliwie i z bijącém sercem wyglądał chwili, która mu przyniesie owe listy, jak się spodziewał, czekające już na nicgo w tém włoskiém portowém mieście. Trwoga go zdejmowała na tę myśl, co w nich wyczyta. Co się tam dzieje w jego kólku rodzinném? czy matka zdrowa? czy wszyscy... Nie śmiał nawet domówić końca tego pytania. A jednak nasuwało mu się ono pomimowolnie i ciągle, jak widmo jakie, przytomne i nurtujące w głębi tajemnych jego myśli. Nadaremnie się opędzał przed ciężkiem jakiėmś przeczuciem, które go dręczyło, ilekroć o Krzemieńcu pomyślał.

[ocr errors]

Pierwszy list, który otrzymał i który w rzeczy saméj już od kilku tygodni na niego czekał, nie zawierał w sobie nic takiego, coby było moglo usprawiedliwić owę trwogę, jakiej doznawał. Donosiła mu w nim matka, że się powodzenie i zdrowie wszystkich w domu w tymsamym znajduje stanie, co dawniej. W dni kilka potém doręczono Słowackiemu list drugi i teraz dopiero nastąpiło, czego się on obawiał i co przeczuciem przewidywał przez cały czas przymusowego pobytu swego w zamknięciu kwarantany. W liście było doniesienie o nowym zgonie w gronie rodziny. Za tylu innemi drogiemi mu osobami, których nie miał biedny nasz tułacz nigdy już w życiu oglądać, poszedł i ojciec jego matki, patryarcha całej familii.

Więc już i ten starzec w kontuszu, którego pomarszczone powicki błyszczały łzami przy moim odjeździe, nie przywita mnie wracającego! - Nasza rodzina podobna jest do żórawi, które widziałem na pustyni egipskiej. Jeden się porwał wszystkie za nim poleciały długim szeregiem w błękit i wkrótce jęku ich słychać nie było." (Z listu z dnia 21 sierpnia 1837, pisanego z Florencyi).

Nie mając powodu dłuższego przebywania w mieście, ważném jako punkt handlowy, ale jak wiadomo bardzo mało posiadającém w swych murach takich warunków, któreby zająć mogły umysł artysty albo poety, po dwóch czy trzech dniach wypoczynku porzucił nasz podróżnik Liworno i pojechał do stolicy Toskanii. Było to w połowie lipca. Słowacki nie umiał w owym czasie zdać sobie dokładnie sprawy z tego wszystkiego, co względem siebie zamierza na przyszłość. Mianowicie nie wiedział zgoła, które miasto i któryby kraj obrać sobie za miejsce stałego odtąd pobytu. Florencyi, pod tylu najróżniejszymi względami ciekawėj i zdolnéj zająć każdego, kto tylko szuka duchowego pokarmu i wielkich wzorów sztuk pięknych, słynącej z cudnego położenia w najprzyjemniejszej części Włoch całych, ojczyzny tylu znakomitych pisarzy i w ogóle kolebki całej pięknej literatury włoskiejFlorencyi mówię nie znał naówczas wcale jeszcze poeta nasz. Owoż właśnie z tego powodu postanowił tam się udać i tam spędzić przynajmniej kilka najbliższych miesięcy, dopókiby mu oko

« PoprzedniaDalej »