Obrazy na stronie
PDF
ePub

O prześliczny orszaku! ty wychodzisz społem,
Kiedy słońce porannym zacznie ruszać kołem,
I pierwszy wzrok ciemnemu przywracaiąc światu,
Sączy przez modre chmurki promień ze szkarłatu.
W ten czas moc niezliczona skrzydlatey drużyny
Rzuca ciepłe gniazdeczka zieloney dziedziny.
Leci na twe przyięcie, nadstaw ieno ucha!
Oto tu słowik kwili, tu gołąbek grucha.
Niecierpliwe zwłok róże, na twoie przybycie,
Stargać pragną czymprędzey pączkow swych powicie.
Każda się chce uśmiechnąć, każda tobie samey
Słodkie z ust rubinowych wyziewać balsamy.
Koło nich drobnych pszczołek złoto-skrzydłe roie
Brzęczą, czerpaiąc z rosą niebieskie napoie:
Ta iuż z bogatym hołdem do matki odlata;
A ta ieszcze miod ciągnie, i wosk iary zmiata.
Twoie płochy Zefirek głosi przyście bliskie,
Przelatuiąc z pagorkow na doliny niskie.

Często gmerząc po gaiach i dąbrowach ciemnych,
Patrzy łotrzyk z uśmiechem po mieyscach taiemnych:
Gdzie tak rok pastuszkowi wydał w gęstey cieśni
Gładką nimfę, co iego słuchywała pieśni.
Czasem i tam zaleci, kędy Dafnie młodey
Mleczne różanym wstydem zaprawił iagody,
Zdybawszy ią na błoniu; a ona na przedzie
Goło-wąsych mołoycow cug za sobą wiedzie.
Bywa i to że wpadszy miedzy gęste krzewie,
Igra sobie, kołysząc świeży liść po drzewie;

A przez lekkie ruchliwych gałązek szemranie,
Budzi Nimfy z Faunami na twe powitanie.
Więc się wszyscy z legowisk ruszaią co duchu;
Ten z iaskini, ów czesze z borowego puchu,
Kiwaiąc się z przezsenia; za niemi w też tropy
Bieży leśnych Satyrow ufiec kozio-stopy.
Ci beczą, tamci gwiżdżą na znaiome swachy,
Aż się wrzaskiem zielone rozlegaią gmachy.

Tobie czyste Naiady siedząc w gęstey trzcinie,
Kluczem Feba otwarte wylewaią skrzynie,
Które zima zawarła: zkąd wypadszy tłumem,
Wartkie strugi wiią się miedzy pniami z szumem;
Lecąc do oceanu z kryształowym plonem,
Ukryte pod papużym z liścia pawilonem.

Drugie biorąc z gór pochop, przywieńczonych laskiem,
Na pochyłe doliny upadaią z trzaskiem;

A przebiegłszy wężykiem przez smugi kwieciste,
Czynią w chłodnych gaikach stoki przezroczyste.
Tam ie często Dyanna w południe odwiedzi,
Nastrzelawszy lwow żołtych i dzikich niedźwiedzi.
Tam z gładkich towarzyszek dziewiczym konwoiem,
Myie strudzone członki nieskażonym zdrojem.
Przychodź o śliczna wiosno, przychodź bez odwłoki;
Otwieray nam twych darow rozkoszne widoki!
Wiosna była na ów czas, przyiaciele mili,
Gdyśmy się po iezierze domowym wozili;
Gdy się lekuchno chwieiąc łodź na obie strony,
Próła sztabą po wodnych kryształach zagony:

Wkoło niey srebrne wstaiąc fale na przemiany,
Skakały, iak wesołe po trawie barany.

Z iednemi graiąc wietrzyk, prosto w boki ciskał,
I nie raz nas niecnota kroplami opryskał.
Drugie lecąc do brzegu miedzy skały siwe,
Tam się tłukły, i piany miotały gniewliwe;
A echo, co ie z ciemney nory przedraźniała,
Smieiącym się nam w łodzi, śmiechu pomagała.
Inne biegły ku trzcinie, kędy na powiewy
Wiatrow, błotne ie wzywać zdawały się krzewy,
Kiwaiąc wierzchołkami; lecz po chwili krótki
Znowu pędem do naszey powracały łódki:
A kiedyśmy zażyli rozrywki i śmiechu,
Obraliście mię królem biesiadnego cechu:
A ia w bluszczowym wieńcu z garcowym puharem,
Raczyłem mych poddanych Bachusowym darem.
Przychodź o śliczna wiosno, przychodź bez odwłoki,
Otwieray nam twych darow roskoszne widoki!
Wiosna była na ów czas, przyiaciele mili,
Gdyśmy sobie na wzgorku sałasz uklecili
Zgęsto-liścich gałęzi, tam w łagodnym cieniu
Ulegszy na murawie przy czystym strumieniu,
Spiewaiąc pełniliśmy duszkiem miodek słodki,
Ten za zdrowie Jagienki, tamten za Dorotki.
Koło nas leśne skacząc bogińki, bożeczki,
Powtarzali cichuchno wieśniackie piosneczki.
Oto ieszcze i teraz wdzięcznie nucąc one,
Napełniaią pagorki i gaie zielone;

Ze gdziekolwiek się leśna odprawia ochotka,
Gaie krzyczą Jagienka, pagorki Dorotka,

Przychodź o śliczna wiosno, przychodź bez odwłoki;
Otwieray nam twych darow rozkoszne widoki!
Tobie nasz lasek szumi, tobie się rozśmiała
Łąka nasza, i w krasny wieniec przyodziała
Noworodnych fiołkow; tobie winogrady,
Tobie rodzayne liściem okryły się sady.
Ciebie witaiąc Bachus i Sylen choć siwy,
Z całą swoią gawiedzią różne stroią dziwy.
Bo komuż miley kiedy czas zbieżał upłynny,
Jako gdy leżąc w chłodku łykał soczek winny,
Wolny od troskliwości, które zazdrość licha,
I brzydka w sercach dzikich często rodzi pycha?
Często tam obu zdybie swywolny Kupido,
Często też tam z miłemi arfy Muzy przydą.
Siedzi rumiany Bachus, i co słowo bęknie,
Ledwo mu skoczny kałdun od śmiechu nie pęknie.
Wieńce na głowie drgaią z piianego drzewa;
A on trzymaiąc konew, dzieła swoie śpiewa.
Jako ieździł na tygrach do Indowey wody,
I tam podbił pod swoię moc śniade narody:
Jako dziecięciem będąc, wodne rozboyniki
Zepchnął w przepaść, i w morskie przeobraził byki;
Jak pociesznie ustroił nawę, co go niosła,
Upstrzywszy krętym bluszczem i maszty i wiosła.
To mówiąc, trząsnął konew dębową w krztan duży;
I stęknąwszy, tak zaczął o przemianie róży.

[ocr errors]

Chciałem, prawi, raz z gładką nimfą potańcować, Bo mi się zdała wszystkie urodą celować Leśnych bogiń piękności: a żem był piiany, Wzgardziła mną, i w skoczne niechciała iść tany; Owszem z gniewliwą twarzą uderzywszy w ramię, Uciekała, co raz się oglądaiąc na mię. Poprzysięgam na Styga! ni ia, ni kto inny Nigdyby niedoścignął pierzchliwey dziewczyny, Gdy szybko wiatry siekła, głog ią w biegu strzymał, Gdy za suknią fałdzistą kolcami poimał. Przyskoczyłem z radością, i lekko za winę Uderzywszy po licu; stworzenie niewinne!

Nie gardź mną, rzekłem, nie gardź: iam iest Bachus młody.
Ja nigdy mey nie tracę ozdobney urody.

Ja wesołość, ia słodkie ludziom daię wino;
W którym zgryźliwe troski ponurzone giną.
To słysząc niebożątko wstydem się zakrwawi,
I choć niechętna ręki do tańca nadstawi.
A że głog był przyczyną zgody naszey, za tem
Z wolna go wielo-władnym ruszyłem palcatem;
I kazałem, by na wzór krasney Amarylki,
W szkarłatny się kwiat ostre przyodziały szpilki.
Kazałem (czegoż rozkaz Bachusa nie może?)
Wnet wyszły, i wstydem się zapaliły róże.

Kiedy tak nucił Bachus: siedział zadumiany
Pan podle, na poduszce leśnym mchem wysłaney.
Łokciem brodę podpierał; na głowie korona

Z gałązek i iodłowych szyszek upleciona,

« PoprzedniaDalej »