Obrazy na stronie
PDF
ePub

A rymy oyczystemi i gładko i iaśnie
Sekwańskiego Ezopa wdzięczne nucisz baśnie.
Acz ty w oboygu dobry rzadkim darem Feba,
Bo i śpiewasz i strzelasz dobrze, kiedy trzeba.
Cóż to i móy Amintas staruszek kochany,
Co za Dniestrem pasywał Wołoskie barany,
Idzie tu z swą basetlą! chociaż głowa siwa;
Przecie mu rzadko który młodzik wyrównywa.
I dawał swey nauki dowody nie lada,
Wodząc brodatych kozłow po Atosie stada.
Nie będzie widzę końca: czyli się zmówili;
Aby na ieden wygon trzody swe pędzili?
Idzie i Epifani sławny miedzy nami
I lirą i pięknemi na podziw pieśniami;
I raźniuchny Szymeczek, i ładny Ignatko,
Oba brząkać uczeni, oba śpiewać gładko;
I owiec Maronowych z Nagurek dozorca,
I uczony dowcipnych żartow Frącek tworca:
I Kazio podpastuszy Dafnisowey trzody,
Iz dowcipui z piękney szacowny urody.
Witaycie! towarzysze, witay ukochana
Muzyko pierwszey włości Sarmackiego pana.
Pod tym tu sobie klonem zanuciemy cudnie,
Nim nastąpi gorące ze skwarem południe.
Mieycie iednak baczenie; aby kędy z łozy
Wilczaszek się do iakiey nie przypytał kozy.

SIELANKA X.

DO KSIĘCIA ADAMA CZARTORYSKIEGO

Generała Ziem Podolskich.

Mężu nieustraszony żadnym szczęścia losem,

Wiem, iak tęgim twe serce śmierć zraniła ciosem; Wydzieraiąc skarb taki, którego utraty

Trudno wiekuistemi odżałować laty.

Wiem, żeś panem, żeś mądrym, żeś chrześcianinem;
Ze nic spólnego nie masz z płocho-kwilnym gminem.
Znasz dobrze i stan ludzki i moc tego dzielną,
Co nas żywi i morzy ręką nieśmiertelną.
Przetobym się nie ważył rymem mniey potrzebnym
Koić twe słuszne żale w tym czasie pogrzebnym:
Sam zdolną dać potrafisz radę w ciężkiey dobie,
Tysiąc zrzódeł znayduiąc pociech w samym sobie.
Lecz ieśli się zburzona łzami myśl ucisza,
I folgę czuie, gdy ma bolow towarzysza!
Day ucho smutney Muzie, ażali cię ona
Nie pocieszy, śpiewaiąc żale Palemona.

SMUTE K.

W szczęśliwey Arkadyiskich pasterzow krainie,

Gdzie pochopny Eurotas z gór rodzaynych płynie;
A sącząc przezroczyste nurty wolnym stokiem,
Zywi pola i smugi nieprześcigłym okiem:
Mieszkał sobie Palemon, pasterz znakomity,
W cnotę, w rozum, w dostatki, i w lata obfity.
Ze cała owa pełna wsi budownych strona
Nie miała zacnieyszego nic nad Palemona.
Bóg mu też błogosławił; bo iego opieka
Nigdy sprawiedliwego nie opuszcza człeka.
Wszyscy go nazywali swoim rodzicielem,
U wszystkich był miłości i szacunku celem.
A lubo wielu żywił, miał wszystkiego ż pełna,
Zawsze mu dostarczało i mleko i wełna:
Pełno w sadzie owocow, pełne pszczół pasieki,
Pełne warzyw ogrody, pełne zboż sąsieki.

W tym iednak nayszczęśliwszy, (któż nie przyzna?) z wiela
Ze mu pożądanego zdarzył przyiaciela;

A dopełniaiąc ieszcze łask obfitych miarę,
Dał mu dwoie dziateczek, iak gołąbkow parę;
Które w przezacnych domow ślubne wszedszy pęta,
Liczne im i nadobne wydały wnuczęta.

Dał ze krwi iego, (co się rzadko komu zdarza)
Naymilszego krainy całey gospodarza:

Pód którego opieką, gdyby nie złe wrogi
W koszarach naszych ciężkiey narobiły trwogi;
Szczęśliwemi na świecie zostaliby szczerze,
(Tak to mądry gospodarz!) owce i pasterze.
Któż kiedy mógł szczęśliwszym być nad Palemona,
Gdyby mu nie zayrzała blada Persefona?
Ta mu zabrawszy drogą życia połowicę,
Serce żalem, a łzami zalała źrzenicę.
A któraż to wyrazić zdoła pieśń pastusza,
Co za bol zacna iego ponosiła dusza?
Ani tak srebrno-pióry na kwiecistey łące
Spiewa żałośnie łabędź po lubey małżonce;
Lub na suchey gałązce ięczy gołąb śnieżny,
Kiedy go pary iastrząb pozbawił drapieżny:
Jakowym płakał smutny Palemon sposobem.
Rozwodząc próżne skargi nad iey głuchym grobem
Nie masz cię, nie masz moia ukochana żono !
Na toż mi ieszcze życia z nieba pozwolono;
Abym patrząc struchlały na twe martwe zwłoki
Wiecznemi się łez gorzkich zalewał potoki?
Lecz, co komu zamierzył twórca wszystkich rzeczy,
Nie zdoła tego rozum odmienić człowieczy.
Kamieniu nielitośny, głazie nieużyty,
Co mey wdzięczney przywalasz kości Teoklity;
Jeśli cię żadna proźba, żaden głos nie wzruszy,
Byś mi wrócił połowę utraconey duszy:
Jeśli me narzekania, i żale codzienne
Próżno się obiiaią o słuchy kamienne :

Tę mi łaskę przynaymniey chętny uczyń, proszę,
Niechay daley tak ciężkich smutkow nie ponoszę:
Ażebym trosk pozbywszy z niezwykłym weselem,
W tobie razem z iedynym spoczął przyiacielem.
Lecz, co komu zamierzył twórca wszystkich rzeczy,
Nie zdoła tego rozum odmienić człowieczy.

Czyliż mię na to miłość w młodości pierwotney
Złączyła z nią przyiaźni węzłem dożywotney;
By me słodkie pożycie gorzkich łez na potem
Pełnym sroga śmierć miała zakończyć żywotem?
Smierci nie ubłagana, czarna grobow pani!

Wiem, żeśmy twym wyrokom od Boga poddani.
Od pierwiastkow dni ludzkich groty twe niezłomne
Godzą bez braku w króle i wodze ogromne.
Nie żalę się więc na to, żeś mi nieżyczliwą
Ręką stargała słodkiey małżonki przędziwo:
Miałaś prawo powszechne, a z niebios zrządzenia
Cokolwiek tchnie, iest plonem twoiego ramienia.
Jeśli się jednak móże ludziom kiedy godzić
Przed tobą samą na cię skargi swe rozwodzić;
Niewczesne przyście twoie i zbyt było ranne,
Choć ten żył długo, kto wiodł życie nienaganne;
Zyię ia, niechby ieszcze dłużey żyła ona;
Wszak iednym z mężem życiem iest poczciwa żona.
Abo nam żyć przystało razem ieszcze obu,

Abo z nią wespół wkroczyć do iednego grobu.
Lecz co komu zamierzył twórca wszystkich rzeczy,

Nie zdoła tego rozum odmienić człowieczy.

« PoprzedniaDalej »