Obrazy na stronie
PDF
ePub

I maią iakążkolwiek sławę: twoim smakiem
Pobudzony, zostałem Febowym surmakiem.
Ciebie ia szczerze kocham, i rymami memi
Podam za wzor mądrości i cnot całey ziemi;
Aby twe zacne imię w naypoźnieyse wieki
Góry, lasy i bystre powtarzały rzeki.

Jeśli kłamię; bodaybym wiersz pisał na ledzie,
Albo z dudą prowadził mrukliwe niedźwiedzie:
A nie w fuiarkę nucąc pod bukowym szczytem,
Sykulskie kozy z wdzięcznym pasał Teokrytem,

Niech sobie w dumnych grodach pędzi zbytek dziki,
Siedząc za szkłem misternym, poszosnę woźniki:
Tam tertes ustawiczny, tam niepokoy; a tu
Nie słychać ani wrzasku, ni brukow kołatu.
Tuby mi nie zayrzały mury niebo-tyczne
Patrzeć na powstaiącey iutrzni oczko sliczne;
Lub kiedy z miłym chłodkiem wiaśniuchne zaranie
Słonko na złoto-litym wyieżdża rydwanie.

Więc głośnym ocucony ze snu ptasząt pieniem,
Usiadłbym pod zielonym drzewek mych sklepieniem,
Nucąc słodką pieśń temu wdzięcznym sercem, ktury
I twórcą jest i stróżem ozdobney natury.
Jako on dziwną zgodą wszystkie rzeczy spoił,
Wody lądem pospinał, ląd wodą pokroił:

Inne ieziorom, inne rzekom usłał łoże,
Tey ziemi kazał trawę, tamtey rodzić zboże:
Tu poziome chrościny, tu lasy osadził,
Doliny powytłaczał, góry wyprowadził.

A wszystko tak ułożył dziełem swey prawicy;
Ze w tysiąc różnych kształciech nie widać różnicy.
Nuż kiedy śliczny wieczor na górney równinie
Niepoliczony orszak złotych kół rozwinie.
I tubym miał co myśleć, i czym napaść oczy;
Jak się nad głową moią tysiąc światow toczy,
Jako każdy na swoim mieyscu osadzony,
Bieży stoiąc od tylu lat nieporuszony.

A któżby mi zabronił w czas pogodney chwili,
Lubey ptaszkow połowem, zażyć krotofili?
Kto na haczek, zdradliwą okryty łakocią,

Zmykać z bliskiego strużka kiełby z lichą płocią?
Kto przesadzać kwiateczki z łąk przyległych wzięte?
Kto szczepić rodne płonki w pieńki nowo-cięte?
Lub inną z przyiacielem zabawką przystoyną
Przy piwku i kukiełce bawić myśl spokoyną;
A po słodkim spoczynku i po małey pracy,
Brząkać z tobą móy Maro, z tobą móy Horacy?
Co mówię? czylim sobie przytomny na iawi;
Czy mię swemi igrzyski sen obłudny bawi?
Ah! od tylu iuż czasow próżne susząc myśli,
Pomyślny los iakowyś błędne serce kryśli.
I nie pewnym nadzieiom nadstawuiąc dłoni,
Zamiast istoty trwałey, płonne mary goni.
Nigdy człek nędzny nie iest kontent z swoiey doli;
Zawsze pragnie, a co ma w ręku, to go boli.

Ząda tego czego mu brak; i póki żywie,

Obraz szczęścia w odległey widzi perspektywie:

Który, choć mu się zdaie, że go iuż dotyka,
I ręką chwyta, co raz to daley umyka,
Łudząc marnym pozorem, póki śmierć niestety!
Razem życiu i chęciom nie położy mety.

Cnota iest szczęściem prawym, ten szczęśliwy u mnie,

Kto pełniąc obowiązki włożone rozumnie;

Kontent ze stanu swego, rad przestaie na tem,
Czy grubym odzian worem, czy miękkim bławatem.

SIELANKA IX.

OCZEKIWANIE NA TOWARZYSZOW.

Nie masz cię, piękny Dafni! o naszey słobody

Spiewaku naywdzięcznieyszy, iuż słoneczko z wody
Morskiey ślicznie weyrzało, iuż dzień światu wraca,
Już pagorków i lasow wierzchołki pozłaca.

Nie masz cię, piękny Dafni! a ia żalem zięty,
Czekam cię od godziny z moiemi koźlęty:
Ucieszna fletni moia! niebios darze złoty,
Co folgę sercu czynisz, co koisz kłopoty;
Zanuć tu sobie chwilkę; a za na twe pienie
Prędzey ku mnie móy Dafnis trzodę swą przyżenie.

Powietrznych dziedzin narodzie swobodny,
Co wdzięcznym głosem ten gaiczek chłodny

Słodko

Słodko ożywiasz, nucąc na przemiany:
Dzionek różany!

Zapraw me usta lubemi pieszczoty,
Bym ia mógł gładko okrąg iasno-złoty
Wiecznego słońca, iako i ty, tonem
Wielbić uczonem.

On ledwo pierwszym prómyczkiem zabłyśnie,
Zaraz noc z oczu czarno-skrzydła pryśnie;
A cudny bierze kształt o ranney zorze

Ziemia i morze.

I ty przed iego promienistym biczem
Z bladym, księżycu, umykasz obliczem;
Kryiąc powoli przed bratnią pożogą
Głowę dwurogą.

Wszystko na iego przybycie się śmieie:
Ptak się weseli, ziołko zielenieie;
Trzody się pasą, idą w pole ludzie.

Dafnis śpi w budzie!

Zanuć ma smutna fletni! a za na twe pienie Prędzey do mnie móy Dafniś trzodę swą przyżenie. Motylu różno-wzory, robaczku skrzydlaty!

I ty lubisz posysać miodo-rodne kwiaty:

Siądź tu na tym bławatku, przy tey czystey wodzie,

A przypatrz się ciekawie twey śliczney urodzie.

Oto iako twe żagle puszek okrył miętki,
Jak ie cudnie szkarłatne ukropiły cętki
Na gruncie srebrno-litym, a zatokiem krzywym
Bramka złotem obeszła i szmaragiem żywym;
I twóy czubek na głowie, z krasnych piorek wity,
Piękniey świeci niż rubin, niżli chryzolity;
Które misterna ręka, sprzągłszy w dziwne wzory,
Gęsto-piętre książęcych cór zdobi kędziory;
A niewinnym zapałem blask miotaiąc wdzięczny,
Draźni słońce w dzień biały, w nocy krąg miesięczny.
Darmo się nasza Baucys muska, stoiąc wedle
Krynicy, i w ciekącym przegląda zwierciedle.
Darmo buzię fałdami pooraną gładzi,

I cynobrem potrząsa, i muszki nań sadzi,
I usteczka sznuruie, i sobie pochycha;

A parobek ze śmiechu, stoiąc w kącie zdycha.
Pięknieyszyś ty, motylu, nie pomogą babie
Ni farbiczki zamorskie, ni gładkie iedwabie.

Zanuć, ma smutna fletni; a za na twe pienie Prędzey do mnie móy Dafniś trzodę swą przyżenie.

Czy na ozdobę tego kącika

Całą natura władzę wywiera;

Ze co ma tylko, to w nim zamyka,
Ze go w tak śliczną postać ubiera?

« PoprzedniaDalej »