ostaw drugim misterne twórczey ręki żądze, Uczyć głazy oddychać, a gadać mosiądze:
Niech komu gładszym płyną słowa z ust potokiem, I na palcat gwiaźdarski po niebie szerokiem Zorza się gwoli iskrzą, a iasnemi biegi Wskazuią, kędy ranek, gdzie maią noclegi. Rzymianinie! z inney twa szkoły płynie sława. Ty berłem świetno-władnym pisz pokoiu prawa, losem woien szafuy, a głowy pokorne Łaskawie tułąc, zcieray umysły oporne.
Prosi nieszczęsna ceklarza przy zgonie,
Aby iey srogi miecz utopił w łonie.
Niechay ten żywot słuszną bierze karę, Iz tak okropną dał światu poczwarę. A to gdy rzekła, duch łzami ulany Ze krwią przez liczne wycedziła rany.
Iwy wolni od wrzawy Marsowey Druide,
Srogą dzikich obrządkow wznawiacie ohydę. Samym wam nieba dały znać bogów nazwiska, Lub sami ich nie znacie: posępne siedliska Ciemnych wam lube gaiow, z waszych ksiąg nie żenie Do Stygowych otchłani zmarłe Pluton cienie; Lecz wyszedłszy z ciał swoich, błędne duchow trzody Inney na obcym świecie szukaią gospody. Smierć śrzodek dwoyga życiow, ieśli prawda trzyma, Szczęśliwy w błędzie swoim narod, który ni ma Trwogi owey, by miał swey postradać istoty! Ztąd owa myśl porywcza na woienne groty Lecieć ochotnie mężom: ni tego żałować, Co wiedney chwili można tracić i wetować.
NA POWAGĘ LUDU RZYMSKIEGO.
́dzież twa potęga, ludu zawołany, Coś nie raz tłumił waleczne hetmany? Z którego możney brał świat prawa ręki, A godny ziomek urzędnicze pęki. Władałeś gwoli woyną i pokoiem, Dzikieś narody częstym krócił boiem; A na zwalczone króle i książęta
W ciemnych katuszach kładł niewolne pęta.
Lubo ginąć na gruzach świata: a dla ciebie
Znośnieysza będzie zguba w powszechnym pogrzebie,
Tak chcę, tak każę, i tak się stać musi.
Nie baday inney u panow przyczyny. Niechay ci na garle stoiąc mocny dusi, I gnębiąc z własney wytrąca dziedziny. Darmo się prawnym okrywać zarzutem: Muszkiet z ordynką pewnieyszym statutem.
Bym tylko nosił na głowie koronę,
Niech pali ogień dom, oyczyznę, żonę. Nie pada żadna na występki wina: Wszystko mu wolno, kto berła dopina.
NA DYSSY MULACYĄ.
Próżno dotkliwey gwałt czyniąc naturze,
Od filozofow bierzesz maskę zwodną.
I w mętney widzieć blask słoneczny chmurze: Udaway, iak chcesz, w troskach twarz pogodną, Przedrą powierzchny one rąbek snadnie: Znaydzie myśl wrota, któremi wypadnie.
tym chcąc krawędź ktoś łodzi krzywym zarwać hakiem, Zarzuconym w Licydę zawadził bosakiem.
Leciał na łeb; i pewnie wody by się napił, Lecz go orszak kolegow za golenie złapił.
Tną mu żyły; strzyka krew, nie iak z rany gnuśnie, Lecz ze wszystkich zastawek wydobyta chluśnie. Zewsząd się rad po członkach duch rozbiegły sączy, I z wodą się, ryczałtem leiąc, brudną łączy. Nikomu śmierć do zguby wrot tyle nie dała. Mrożąc lody martwemi skrayne cząstki ciała.
« PoprzedniaDalej » |