Lat mi na waszę chybkość przybywa,
W raźnym okręgu chłopcy weseli; Nogi do tańca młodość porywa, Choć skroń zachodni śniegiem wiek bieli.
Ktośkolwiek łaskaw, odmłodniy zemną, I krasny wieniec na głowę kładniy, Wieniec ozdobny różą przyiemną; A ty, starości gnuśna, przepadniy!
Nie lubię ia cię, znikome pruchno, Coć lada lichy wietrzyk obali: Ty zemną poskacz, młodzi, miluchno, A ieno raźno wina mi naliy.
Patrzcie! azalim ieszcze nie iary? Założ się, kto mię uprzedzi w plesie, Kto lepiey skoknie na brzęk cytary, Kto lepiey kufel pełny wytrzęsie?
Ten, za którego szacownym darem
Raźnie młódź pełnym łyka puharem, A raźnie piiąc, tańce zawodzi,
Oto nam roczny Bachus przychodzi.
Niesie w podarku moszcz w kuflu słodki, Co go zrodziły winne iagodki; Szumny, wesoły, ledwo do grdycy Sam nie wyleci z pełney szklenicy.
Piymy go tedy, cni przyiaciele: Zdrowi na duszy, zdrowi na ciele; Póki nas znowu za wrotnym rokiem,
Takim, iak dzisiay, nie zdarzy sokiem·
Gnuśney starości niezbedne śrzony
Już ubieliły wiek moy zielony. Ciało nie krzepkie tylko się kiwa, A zęby ledwo zdolne do mliwa. Za lada moment trzeba w kray inny Poyść, słodkiey życia zbywszy drobiny. Ah iak to przykro wspomnieć na ciebie. Zbliżaiący się czarny Erebie!
Kędy w królestwie wybladłych cieni Nie uyrzeć iasnych słońca promieni. Aleś strasznieyszy ieszcze z tey miary, Ze kto w twe wnidzie mgliste pieczary, Już mu z tąd więcey, przez los surowy, Na wdzięczne światło nie podnieść głowy.
Kiedy odemnie lotnym skrzydłem stroni,
A stroni zawsze nienawisne złoto, Nie ścigam zbiega łakomy w pogoni, Bo kto nie lubi czego, nie dba o to.
Wolny od bogactw, śpię na uszy obie, Oddawszy wiatrom smutki i kłopoty: Albo w ucieszną lutnią brząkam sobie, To swoią płochość, to cudze pustoty.
Nie przychodź nigdy do mnie, kruszcu płony, Z którym przychodzą frasunki i bole.
Na twóy dźwięk same głuchną mi bardony: Palce na stronach, a myśl idzie w pole.
Kontent, które mi los zrządził, z ubóstwa, Kiedy myśl wolna, a cytra na łonie; Będę szczęśliwym i bez skarbow mnóstwa, Byłem miał dosyć, nim stanę, przy zgonie.
KRĄŻEK Z WENERĄ PŁYWAIĄCĄ.
to, czy Neptun z przestworem swym całym, Cudem natury, na krążku tak małym Seiska swe brzegi? czy Boskim natchnieniem Wsparta, dłoń ludzka igra z przyrodzeniem? Widzę, iako się gładkiemi układły
Wody, od wiatrow muskane, źwierciadły;
po nich sobie Wenus urodziwa
Płynnym ozdobne srebrem członki zmywa. Zawisne zdroie przed śmiertelnym wzrokiem, Wiernym połowę ukrywaią stokiem:
Pełną pierś tylko, iak w pogodney porze Widać, gdy perły na wierzch niesie morze. Powolny żywioł ledwie co ruszony, Chętnie się pod iey ugina ramiony: A ona, iako pomiedzy, lilia, Modrych fiołkow rodny śnieg odbiia; Mierzy gościniec stopą nieprzebyty, Porząc na brozdy ciekące błękity. Cieszą się Nimfy, i iedna po drugiy Niosą pływaczce swey wierne usługi, Za szczęśliwą się maiąc, gdy w kąpieli Z urny swey która czystych wod udzieli; I choć kropelką, czy spodem, czy zwierzchnie, Na tak ozdobne członki rosą pierzchnie.
Tu raźny delfin tocząc z nozdrza piany, Uwinnym styrem potrąca bałwany: Na nim Amorkow liczne siedzą stada; Płochy kupidyn złotym leycem włada, Kieruiąc ieźdźca iedwabnym munsztukiem, A coraz Nimfy złotym szyie łukiem; Ze i pod wodą żadna się nie schroni: Wszędy ie płomień miłosny dogoni. Owdzie wysmukłych rybek srebrno-łuski Orszak lekkiemi mąci wody pluski;
« PoprzedniaDalej » |