Obrazy na stronie
PDF
ePub

Przyszedł też trafunkiem,
Z stalistym rynsztunkiem,
Mars pobiwszy Traki;
A trząsąc saydaki,

I rohatynę mężną,

Ganił broń Kupida:
Cóż to mi za dzida?
Ptasząt tylko słaby
Orszak kłóć, i żaby,
Tą bronią niedołężną.

Jeśli będzie wola,
Dostoy tylko pola;
A doznasz, zuchwalcze,

Jak ia dobrze walczę,

Odpowie Kupido gniewny.

Mars mu pierś rozdzieie,

Wenera się śmieie.

Strzelec łuk zawodzi,
I grotem ugodzi,

Daiąc raz niespodziewny.

Ledwo sięgnie łona
Trzcina upierzona;
Alić ten, co pierwy

Srogie czynił przerwy

W woyskach trupow tysiącem:

1

Wzdychać się nie wstyda,
Mówiąc, że Kupida
Grot tęższy nad wszytkie
Strzały, miecze płytkie:

I Mars przed nim zaiącem.

XXVII.

ВАСНА РОСН W A L Y.

Wielbiąc Bacha swięte dary,

Wychylaymy z winem czary.
Bachus głosem uszy słodzić,
I tańce uczy zawodzić.
Bachus lubi stroić żarty;
Bachus Kupidyna warty.

Z Bacha się dobra myśl leie,
Bachus i Wenerę grzeie.

On umysłu rany goi,

Łzy ociera, żale koi.

Skoro chłopiec przyidzie z czaszą,
Wnet się wszyskie troski straszą,
Lecą hurmem, iako plewy,
Gdy silne zadmą powiewy..
Piymy tedy, aż się banie
Ulżą z wina, i staranie.

[ocr errors]

Cóż ci potym, błędny człecze,
Ze za po łzie z oka ciecze?
Slepy nasz wiek nie doczeka,
Jaki iutro los go czeka.
To moie, że kiedy mogę,
Raźną w kołko kręcą nogę;
Piię sobie aż do mroku,

Maiąc lutnią przy mym boku.
Niechay, kto chce, suszy głowę,
Ja pierwszą powtarzam mowę:
Wielbiąc Bacha święte dary,
Wychylaymy z winem czary.

XXVIII.

POBUDKA DO ŻYCIA WESOŁEGO.

Z żywota matki na ten świat wydany,

Dążę tym tropem, kędy nie przebrany
Przeszedł przedemną, i nim spocznę sobie,
Póydzie gmin ieszcze, depcąc po mym grobie.

Nie trzeba na to zbyt wielkiey pamięci,
Długo się człowiek na tey drodze kręci.

Znam, wielem ubiegł: lecz wiedzieć nie mogę,
Kiedy mam skończyć życia mego drogę.

W tey niepewności na cóż się zda troski Więcey pomnażać? póki wyrok Boski, Nie da mi stanąć u śmiertelney mety, Wolę przy kuflu odprawiać bankiety.

XXIX.

Z TEYZE MATERY I

Gdy słodkie w usta likwory bieżą,

Wszystkie starania snem głuchym leżą:
Po cóż przydawać troski i kłopota
Mam do marnego nędzny żywota?

Nie umknę śmierci, bym stokroć prosił,
I ptasze pierze na barkach nosił:
Cóż mi więc nada, kiedy czas płynie,
Błądzić w tey życia marney drobinie?

Naylepsza rada popiiać winem,
Nim się z fatalnym zetknę terminem:
Gdy słodkie w usta likwory bieżą,
Wszystkie starania snem głuchym leżą:

XXX.

DO RETOR A,

Gładkiey, uczony mistrzu, wymowy

Nie kładź mi więcey do głowy; Ni figur pięknych, ni sensow ciągłych, Ni peryodow okrągłych.

Na cóż się przyda taka nauka,

Co próżnych słów tylko szuka? Naucz mię raczey, iak się nie zmylić, Gdy przyidzie duszkiem wychylić

Miękkiego Bacha; iak z upieszczoną
I ucieszyć się Dyoną.

Day, chłopcze, wieniec na móy włos siwy,
Day wody ze źrzodła żywey!

Namieszay z winem, niechay ukoię
Utroskane myśli moie.

Wkrótce mię bryłą narzucisz ziemi

Z mieszkańcami podziemnemi.

Gdy ma do brzegu deska przypłynie,
Nic po Wenerze i winie.

« PoprzedniaDalej »