Ucieszna cieszna iaskułeczko, pierzchliwe ptasze,
Różne są obyczaie i chęci nasze.
Ty lepiąc sobie gniazdo w śrzod mego szczytu, Szukasz, gdy przyidzie zima, lepszego bytu. Lecisz gdzie chcesz swobodnie, bądź gdzie Nil bieży, Bądź kamiennemi Memfis połyska wieży. Lecz miłość w sercu moim wieczyście żyie: Tam iey błogo przebywać; tam gniazdo wiie. Nie przerodne to iakieś, widzę, stworzenie: Zadna go rzecz śmiertelna ztąd nie wyżenie. Ustawicznie się lęże, a coraz więcey: Tysiąc się w sercu kluie rzeszy pisklęcey. Ten ieszcze, w iayku tonąc, nabiera ducha, Ow piszczy, tamten nagim skrzydełkiem rucha. Ledwo się iedno stado pokryie pióry, Małe amorki, mnieysze rodzą amory; A te znowu większemi mnożą się stady. Ah, przebog, iuż me serce nie da im rady! ́
Gościu, każ mi wina naleć,
Tak ia tylko pragnę szaleć! Rzucała niegdyś szalona Myśl z Orestem Alkmeona. Oba grzech zrobili wielki, Morduiąc swe rodzicielki: Jam krwi nie rozlewał inney, Prócz tey, co z iagody winney. Gościu, każ mi wina naleć, Tak ia tylko pragnę szaleć! Rzucał zawrot i Alcydę: Ciskał groty, kręcił dzidę. Szalał i Ajax pod Troią, Pyszny Hektorową zbroią. Machał mieczem, biegał chyżo Z siedmiu skór bitą paiżą. Ja mym obyczaiem starem Z garcowym w ręku puharem, Bez puklerza i bez broni Z różanym wieńcem na skroni. Gościu! każ mi wina naleć, Tak ia tylko pragnę szaleć!
łodkim snem gniotąc uśpione Zrzenice, roiłem sobie;
Zem latał, ramiona obie Maiąc pierzem powleczone.
Jam latał, a syn Diony, Choć mu ołowiane pęta Cisnęły biedne nożęta, Doścignął mię zapędzony.
Wyrok to iakowyś boży,
Niech sobie kto chce inaczey Ze snowidzami tłómaczy: Mnie się zdaie, iż to wroży.
Chłopcze, ten który złocistym rogiem
Połyska, a grzbiet ma śnieżny,
Jak mi się zdaie, być musi Bogiem Naypierwszym, ciołek lubieżny.
Bo i Sydońską dziewkę na grzbiecie Odważnym, wiezie przez morze.
Ona mu sypie na rogi kwiecie, On wody kopytem porze.
Nie rzuca stada byk obłędliwy, Nie zbradza morskie topiele:
Chybaby Jowisz te robił dziwy, W ciołkowym ukryty ciele,
KUPID YN WIĘZIEŃ.
Pęta na Kupida Muzy
Z róż uwite wrzuciły; I do ścisłey więźnia kluzy W serce me osadziły.
Troskliwa matka o dziecie, Hoyną daie nagrodę; Sypie złoto, sypie kwiecie, Bym mu wrócił swobodę.
Darmo prosi, darmo szlocha, Lituiąc iego doli.
Już on swe więzienie kocha, I przywykł do niewoli.
Odgłos niesie stary,
Ze władźca Lipary Rozżarzywszy hutę,
Groty z stali kute
Dla miłości hartował.
Wenus stała podle,
I w cukrowym zrzodle
Maczała dziryty :
Lecz syn nieużyty
Jadem one szmelcował.
« PoprzedniaDalej » |