Obrazy na stronie
PDF
ePub

XVII.

OBRAZ BATY L L A.

Niepuszczay jeszcze z tablice ręki,

Malarzu, krótka to chwila.
A iak ci powiem, ślicznego wdzięki
Odrysuy na niey Batyla!

Usadź kędziorki na tym pieścidle:
Godzien tak piękney roboty,
Zeby przy żywym na nich czernidle
Zapał się wykradał złoty.

Niechay mu z czoła bez ładu płyną
Na barki upieszczone:
Pięknieyszym będzie z taką czupryną,
Nad piątra sztucznie trefione.

Pod gładkim czołem niechay brwi świecą
Ze mchu miękkiego uwite;

A oczy czarne srożą się nieco,
Maiąc z miłości podsytę.

Srogość od Marsa; od Cyterei
Wley im słodycze ponęty;

By śrzodkiem trwogi, oraz nadziei
Chwiał się zmysł oboiętny.

[ocr errors]

Uszmelcuy pulchnym lice szkarłatem,

Jakowym okrasza wrzesień

Doyrzałe iabłka, kiedy za latem

Roskoszna nastanie iesień.

Któraż dłoń usta wyrazi snadnie?
W nich sama słodycz zasiada!
Niechay, choć ięzyk życiem nie władnie
Wymowna tablica gada.

Day mu twarz sporą: pod nią się wyda
Szyia, iakoby z tokarnie,
Obła, wysmukła; iak Adonida,

Co zginął od dzika marnie.

Niech mu Merkury swych na ramiona
Ramion gładkości udzieli:
Day szermierskiego, lędźwie Lakona,
Zołądek syna Semeli.

[merged small][ocr errors]

Zazdrośny na me roskazy,

I grzbiet mu daiesz oczom ukryty,
I dalsze taisz obrazy.

Słowem: proś, co chcesz, byleś jak trzeba
Dokonał roboty wziętey:

Z samego nawet ukształtuy Feba

Mego Batyla ponęty.

Więc i do Samu gdyć, przyiacielu,

Pogodna zaniesie chwila:

Nie chciey innego szukać modelu,
Zrob Apollina z Batyla.

XVIII.

DO KONIKA POLNEGO.

Fortunnys stokroć, móy koniku polny,

Ze od trosk i trudow wolny, Podpiwszy sobie drobnym pyszczkiem rosy, Brzmiące wypuszczasz odgłosy;

Siedząc, iako król na wspaniałym tronie,
Na rozłożystym iesionie.
Gdziekolwiek rzucisz z wysoka zrzenice,
Do twey należy dzielnice.

Tobie zasiewny łan zboże wywodzi,

Tobie drzewo liście rodzi:
Ciebie kmieć lubi, że nie wnosisz szkody
W ubogie iego zagrody.

Kochaią wioski ucieszną Sybilę,

Za letney proroctwo chwile.

Tyś miły Muzom: Febus ci głos dawa,
I brzmiącym wdziękiem napawa.

Tobie ni starość zazdrości leniwa,

Scieśniaiąc życia przędziwa.

Zyiesz roskoszny ziemi wychowanek,
Dudląc ustawnie w organek:
Ni czuiesz, co są frasunki i bole,

Szczęśliwszy nad ziemskie króle. Ba śmiertelnego mało co nasienia

Maiąc w sobie z przyrodzenia, Z lichą cząsteczką i kości i ciała, Równiasz niebiany bez mała.

XIX.

WIENIE C.

Patrząc

atrząc na mą siwą brodę,
Nie uciekay, dziewczyno;
Ze masz, iak róża, urodę,
I latać pięknie płyną.
Nie gardź ogniem, którym gorę:
Milsza iest piękność róży,
Kiedy ią z lilią w sforę

Dowcipna ręka złoży.

XX.

WIOSN A.

Patrz, iak za pięknym wiosny powrotem

W róże się stroią ogrody;

Ani zmącone wichrow łoskotem

Morskie szaleią wody.

Krzykliwa macierz z swemi kaczęty
Piskorki po strużku maca;

A przez powietrznych szlakow zakręty
Zoraw do domu powraca.

Jaśnieyszym okiem mruga Feb złoty,
I czarne chmury rozsadza;
Rosną po niwach kmiece roboty,
Ziemia się trawą odmładza.

Pęka oliwa, potrząsa kiściem

Buynym winograd obfity,

A pod gałęzią i każdym liściem
Owoc rokuie sowity.

« PoprzedniaDalej »