Coś pierwey w głowie dziką dumę przędła, Będziesz też u drzwi szlochać, babo zwiędła; Znosząc na nowiu wiatr z pułnocy szumny, Gdy cię wzaiemnie gach nie puści dumny.
Kiedy cię Wenus szalona osiodła, I do samego szpiku będzie bodła, Koląc lubieżnym prętem; nie inaczey, Jako na wiosnę, iedną z trzody klaczey:
Ze młodzież iasna, a na krasę chciwa Zielone tylko gałązki urywa,
I kwiaty z pierwszey wydobyte trawki; A rzuca mięty z płonnemi żegawki.
Musis amicus tristitiam et metus. Libr. I. od. 27.
W spokoynym gronie gładkich siostr dziewięci,
Zadna mię troska ni lęka, ni smęci. Nieście ie sobie, wiatry nieuiętè,
Na wod Kreteńskich bałwany rozdęte!
Jak tam pod skrzepłym niebem na swe cary Patrząc, od strachu drżą dumne boiary; Która boiaźni nabawia potęga Ormiańskie trony: nic mię to nie sięga.
Ucieszna Muzo, ty co przezroczyste I źrzódła lubisz i łąki kwieciste, Bierz złoty łubek i iedwabną stronę, A upleć memu Lamii koronę!
Bez ciebie mało ważą rymy moie: Ty w mowną cytrę i słodkie oboie Zabrzmiy z siostrami zacne iego sprawy; Wszak niemasz nad nie godnieyszey zabawy!
Natis in usum lætitiæ scyphis. Libr: I. od, 28.
Tłuc na łbach sporządzone kufle do uciechy,
Tracka rzecz; precz zwyczaiu barbarzyńskiey cechy! Niema żadnego związku Bach spokoyny Z grubemi zwady i krwawemi woyny.
I wymówić nie łacno, iak się winna flasza Z kagańcem godowniczym różni od pałasza: Porzućcie, bracia, wrzaski nieprzystoyne, Oparszy łokcie na stołach spokoyne! Chcecie, abym też i ia wychylił do gruntu Kielich tęgiego wina? niech powie z Opuntu Brat Megilii, co za piękna pani Szczęśliwym grotem duszę iego rani? I cóż, nie chce się przyznać?— nie będę inaczey Pił z wami―iakokolwiek Wenus cię kulbaczy, Niewinnym ogniem serce twe podżega, Ani twa miłość naganie podlega.
Nuż, nie baw mię daley! włóż w ucho życzliwe, Co masz na myśli przebog! dziecko nieszczęśliwe, Godne inakszey zaiste ponęty,
W iakieś to straszne zabrnęło odmęty!
Któryż Bóg z tey cię toni, która wiedma swemi, Lub czarownik wydźwignie zioły Tessalskiemi? Ledwo cię lotne, z tey Chymery sidła,
Zdołaią wynieść Pegazowe skrzydła!
Te maris et terræ numeroque carentis. Libr. I. od. 29.
Tyż to, coś dawniey dziełem cudney laski
Bystry ocean (któżby temu wierzył?) I ziemny okrąg, i niezliczne piaski, Dowcipny gwiazdarz Archito, pomierzył! Dziś nędzny topień, a wiatrom igrzysko W trosze lichego masz prochu łożysko?
Małoć pomoże, widzę, gdy umierać Znikoma dola biednym ludziom każe, Wartkim się w niebo aż umysłem wdzierać; A iednym biegi, drugim czuyne straże Gwiazdom rysuiąc, mieć na swe skinienie, Co tak wysoko wzniosło przyrodzenie.
Umarł i ociec sławnego Pelopy, Choć z bogi razem zasiadał za stoły; Ani rąk uszedł niezbedney Atropy Tyton żeńskiemi odmłodzony zioły.
I lubo ściśle z Jowiszem się zbracił, Przecież i Minos dług śmierci wypłacił.
I tego w ciemnym osadził Erebie
Pod innym mędrka twardy los imieniem, Co się w Troiańskiey być mieniąc potrzebie, Poznał troistym bitą tarcz rzemieniem; Bądź mistrz nie lada prawdy i natury, Nic Parkom nie dał procz kości a skury
Mąci czas lata ze swoiemi ludy:
Krótko, czy długo słońce nam poświeci, Przyidzie noc czarna, i z Leteyskiey rudy Rdzawą skroń, gnuśnie kuty sen obleci: A przez gościniec od śmierci ubity, Którym ia deptał, wkrótce poydziesz i
Tych Mars na mordy naraża szalone: Boć to nie iedne wszystkich gnębią losy. Złopa łakomy żeglarz nurty słone: A kwiat i prochno w spolne waląc stosy, Co iey popadło pod miecz, równo ścina, Nie patrząc na wiek, blada Prozerpina.
I mnie, groźnego szumny Oryona Giermek, uiąwszy na Ilirskim brodzie, W pośrzod mętnego połknął Auster lona. Ale ty, maytku, czuły w mey przygodzie,
« PoprzedniaDalej » |