Obrazy na stronie
PDF
ePub

XXV.

DO ZMARLEY XIĘŻN Y. Miałaś za rzecz naymilszą ludzką nędzę wspierać:

Tak życie kończyć, Księżno, iest to nie umierać.

XXVI.

O TEY Z E.

Takli twych wdzięcznych oczu światła zgasły obie !

Jakąż ci cześć oddamy, w iakim złożym grobie?
Miey za świetne honory, cnoty rodowite;

A za grób, serca łzami ubogich poryte.

HORACYUSZA

PIESNI ZEBRANE.

PIEŚN I.

DO MECENASA

Maecenas atavis edite regibus.
Libr. I. od. 1.

Meceno! z starożytnych królow krwi zpłodzona,

Tyś ma wdzięczna ozdoba, ty wierna obrona!
Są, którzy za wysoką poczytuią sławę,

Zbierać wzruszoną z wozow Olimpskich kurzawę;
Których kres wartkim kołem uchybiony snadnie,
Z ziemskich panow niebieskie miedzy bogi kładnie.
Ten lubi, kiedy go gmin do odmiany skory,
Na naywyższe w oyczyźnie chce wynieść honory:
Ow, ażeby w obszerne snopow natkał brogi,
Ile ich wydać mogą Libiyskie odłogi:

Tamten oyczyste pługiem wracaiąc ugory,
Choćbyś mu Attalowe obiecywał zbiory;
Nieda się zwieść otuchą walnych zyskow, aby
Broździł groźne zagony pienistemi sztaby.

Ztrwożony nieraz bystrych Eurow z morzem woyną,
Wielbi bespieczny kupiec w kącie wieś spokoyną;
Lecz w krótce niesmak czuiąć w ubogiey dziedzinie,
Lata popsute statki, i na morze płynie.
Drugiemu lubo, kiedy leżąc u strumyka,
Krzepi się sokiem w cieniu starego Massyka;
I na słodkiey zabawie, przy dziedziczney flaszy,
Przez nielada dnia sztukę czarne troski straszy.
Tamtego chęć szalona trąby słuchać bierze,
I krwawych walek, co ie biedne klną macierze.
Lata zgrabiały mrozem przez knieie, przez łąki
Myśliwiec, gładkiey w domu odbiegłszy małżonki;
Czy ciekawe zwietrzyły gdzieś sarnę szczeniętą,
Czy mu hodyńca zdradne usidliły pęta.
Mnie uczonych głow dary, wieńce z bluszczu wite,
W równi z bogami kładą; mnie cienie ukryte
Chłodnych gaiow i skoczne Nimf z Satyry gony
Nad lichy gmin wynoszą: ieźli mi złoconey
Euterpe nie umyka fletni, a do lutnie
Sciągaiącego rękę, wdzięcznych stron nie utnie:
A ieśli mię z wieszczkami w równey stawisz mierze
Lirycznemi, o niebo głową się uderzę!

PIEŚŃ II.

DO WIRGILIUSZA.

Sic te diva potens Cypri.
Lib; I. od. 3.

Niechay cię wielo-władna pani Salaminy,

Niech iasne zorze, bracia cney Heliny,
Niech król wiatrow prowadzi, a zawarszy żwawe,
Wypuści tylko powiewy łaskawe :
Abyś fortunna nawo, którey powierzoną
Biegowi głowa miłego Marona,

Aż na Attyckie zdrowo zaniosła granice
Jedyną duszy moiey połowicę.
Musiał ten mieć z twardego dębu piersi ryte,
A serce miedzią troistą pobite;
Kto na srogiego morza burzliwe powodzi
W lichey się ważył pierwszy puścić łodzi:
Ani się uląkł szturmow, kiedy roziuszony
Afryk wyzywa na harc Akwilony.
Ani smutnych Hyadow, albo kiedy miota

Złość po wybrzeżu Adryackim Nota; Któremu żaden wietrzny mocarz nie wytrzyma, Czy wody głaszcze, czy z gruntu wydyma. Jakiego ten się przełąkł śmierci stopnia, ktory Na pływaiące w brew patrzał potwory,

Na morze rozigrane, i na rafy one

Epiru, zgubą tylu naw wsławione?

Darmo Bóg granicznemi ląd przeciął parkany,
Puściwszy śrzodkiem ocean rozlany;
Jeśli i tam, kędy się stopą tknąć nie godzi,
Łodź niepobożna zuchwale przechodzi.
Targa się, i na wszystkie oślep bieży zbrodnie
Zbestwiony dowcip człowieka swobodnie.
Wdarł się w niebo, i chytrze ogień ukradziony
Przyniosł na ziemskie syn Jafeta strony:
Zkąd weszły hurmem na świat okropne gromady
Srogich gorączek, suchot poczet blady;
A co pierwey ledwo się śmierć powolna wlekła,
Poczęła bystrym koniem latać wściekła.
Roztoczył po powietrzu żartkie Dedal piura,
Choć samym ptakom dała ie natura:
Nawet i Acheronta czarnego pałace,

Zwiedziły dzielne Herkulesa prace.

Nic, widzę, złości ludzkiey nie położy tamy: Drzemy się głupio w same niebios bramy, Ani na krotką chwilę uporem złośliwym

Damy Jowisza spocząć grotom mściwym.

« PoprzedniaDalej »