Obrazy na stronie
PDF
ePub

Rozmiotał duch zawisny nadzieie ostatnie,
Garnąc wszystko pospołu do fatalney matnie.
Postradałaś niewcześnie, zkądeś urość miała,
Tym żałośniey, żeś braci i synow stradała.

Wznoszą ręce do ciebie w opłakanym stanie.
Użal się wzdy przez względy na siebie i na nie.
Spólne są losy wasze, trzeba ich koleią
Ratować: oni twoią, a ty ich nadzieią.
Z rąk twoich pragną chleba, a ty od nich pracy.
Nie są Jezuitami, lecz będą Polacy.
Użyi ich, opatrz dobrze, iużeś dała iawne
Dowody twey litości, kiedy na bezprawne
Nie patrząc zagranicznych postępki i czyny,
Rzekłaś: są nieszczęśliwi, lecz są moie syny.
Nie chciałaś ich przed zgonem z maiątku odzierać,
Dopuszczaiąc przy swoiey własności umierać.
Dałaś nędznym rozbitom port pewny na łonie
Króla ukochanego; że i w smutnym zgonie
Szczęśliwemi się sądzą pod wielką obroną:
I chociaż tonąć muszą, przecież słodzey toną.
Dziękuiąć za te łaski szczodrobliwe: a ty
Umiey ieszcze korzystać iak-kolwiek z tey straty.
Zaszczepiay z tych gałązek drzew osady nowe;
Przydadzą się zapewne, bo płodne i zdrowe:
Wydadzą i na obcym gruncie płod obficie,
Biorąc dank za usługi; ty za ich użycie.

BAY

BAYKI

ADAMA NARUSZEWICZA.

BAYKA I.

RADA ZWIERZĄT.

Wkąciku gdzieś dalekim odludney Afryki,

Powiadaią, że źwierz dziki

I ten, co ma pazury, i ten, co kopyto,
Założył rzecz-pospolitą.

Wszystko tam u ichmościow z samego początku
Szło w należytym porządku.

Wszędy pokoy panował i przyiaźń prawdziwa,
Co u ludzi rzadko bywa.

Nie dybał bury wilczek cichuczeńko z łozy
Na świnki i płoche kozy.

Dopiero, gdy się ludzie gryść poczęli wzaiem,
Popsuł się źwierz złym zwyczaiem,

Trafiło się raz iakoś, że zostaiąc w nędzy,
Stan potrzebował pieniędzy:

A że tam i w podatkach pilne względy miano,
By słabszych nie uciskano;

Waląc równie na tego, co ma dwa zagony,
Jako co ma milliony:

Zeszły się wszystkie dwory w towarzystwie licznym,
Myśleć o dobru publicznym.

Tu naprzód rzecz od słonia ex turno zaczęta:
Mościwe wielce zwierzęta!

Woły, osły, kozłowie, niedźwiedzie, i muły,
Zacne swoiemi tytuły!

Zeby było bez krzywdy każdego z osobna;
Czy to lew, czy owca drobna,

Niech każdy, kto rzecz prawom uczyni przeciwną,
Skarb jedną pomnoży grzywną.

Zkąd i liczne oyczyzna będzie mieć pieniądze,
I złe się poskromią żądze.

Dobrze to iest, odpowie lis z niskim ukłonem,
Rudym machnąwszy ogonem:

Lecz zdaniem moim będą licznieysze dochody,
Gdy tak stary, iako młody,

Sam sobie sędzią, własne oceni przymioty;
I za nie położy złoty.

Bo każdy, choć mało wart, rad swe wielbi czyny;
A nikt się nie zna do winy.

BAYKA II.

DWA DRZEW A.

Dwa drzewa, nie daleko miasta Babilony,
Urosły na gościńcu, z tey i z owey strony.
Jedno wierzch w niebo niosło, a na rozłożystych
Gałęziach, pomarańczy gwałt miało złocistych:
Cóż kiedy ie tak wzniosła zazdrośna natura,
Ze się ni palcow, ani lękały kosztura?
Drugie karlikowate; ale bez zawiści,

Kto tylko chciał, słodkie mu dawało korzyści.
Nie trzeba było kiiow, ni kamieni znaszać:
Samo się chyląc, zdało pielgrzymow zapraszać.
Na cóż to wyszło obu? każdy się umyka
Od hardego, a idzie chętnie do karlika;
Mowiąc: że tamto tylko oczy łudzi marnie,
A z tego człek do brzucha i w kieszeń nagarnie.

BAYKA III.

SAKWY.

Jowisz niebieski władzca, chcąc całemu światu

Pokazać dzielność swego maiestatu; Zawołał pewnego dnia, iako nam wieść niesie, Cokolwiek się kryie w lesie,

Co morza, co żywią ziemie:

Niech tu stanie wszystkie plemie!

Niech mi powię bezpiecznie, ieżeli z nich które
Mieć może na zawisną żal iaki naturę,
Ze ie upośledziła w nadaney postawie;
Bo ia to chętnie poprawię.

Sam tu, małpo! ty pierwsza wypinay perorę:
Widzisz te stada i drobne, i spore;

Powiedz, czyliś tak piękna, iak inne źwierzęta?
Cóż? iesteś z siebie kontenta?—

Ja? a za co nie? iestem nie omylnie:
Mam, iako drudzy, nogi i przednie i tylnie.
Tylem się razy układła

U krynicznego źwierciadła;

A nicem w sobie nie widziała, czemu
Przyrodzeniu zazdrośnemu

Miałabym łaiać. Ale móy kochany dziadek
Kwaśny zawsze pan niedźwiadek;
Nigdy swoiey piękności pewnie nie dowiedzie:
Wątpię, by do malarza chodzili niedźwiedzie.
W tym nadszedł sam iegomość,rzuciwszy barć z miodem
Na dwu poważnych łapach weterańskim chodem;
Sam iegomość, o którym gadka.

Spóyrzą wszyscy na niedźwiadka,

Rozumieiąc, że się on będzie srodze żalił.

Aż on się lepiey nad wszystkich pochwalił,

Z miluchnych oczek, z rączek, z miękkiey skury;
Mówiąc: że tak iey miniatury

« PoprzedniaDalej »