Obrazy na stronie
PDF
ePub

Lub nakoniec stróż myśli królow, z niemi społem
Panuiąc, nie widomym świat obracał kołem.
Acz tak wysoki kredyt i władzę obszerną,
Umiał rozum uchylić powłoką misterną

Od strzał czuyney zazdrości; skromność w cię zaszczepił,
Zebyś władzą nie tłumił, a złotem nieślepił.
Swiadkiem mi niepomylnym pierwszy iesteś domie,
Co cię możny Kwirynał przed innemi łomie,
Z niefortunną pospołu obalaiąc głową.

A gdzieź się barziey cnota znać dała surową?
Gdzie skromnieyszą w zakonnych sprawach, ieśli nie tu?
Gdzie rostropność stem ryglow zawarta sekretu.
A przecieź i z tak ścisłey tocząc wzrok strażnice
Po obu świata osiach, trzymał rządu lice
Wielo-władny w zakonnym wodz twóy poniżeniu;
Tym dzielniey, iż w pokornym utaiony cieniu.
Bez wystawnych zabiegow, bez chlubnych pozorow,
Rządził, iako chciał, losem naymożnieyszych dworow.
Wytrapiał nayzawilszych ścieżek dziwne toki,
Po których polityka ciche stawi kroki.

Nie mówiąc, wiele czynił; a gdzie nie tknął stopą,
Wiedział, co iest w Europie, i co za Europą.
Tak ów rzadki element, lubo go człowiecze
Naysubtelnieyszym wzrokiem oko nie dociecze,
Wszędy się niedościgłym torem łatwo wlewa:
Niech ziemia w twardym gruncie skalne ściska trzewa,
I hartownemi wszystkie weyścia zawrze kliny;
Niech się iako naygłębiey znurzy żywioł płynny:

Ogień aże pod słońce, i gdzieś w krańce świata,
Co ie tworca swym palcem zakryślił, ulata,
Groźne niecąc pożogi; przecie go dosięże,
I z każdym się powietrze elementem sprzęże:
Kędy choć nie widome, przez manowce ciemne
Rusza ogień i wody i przepaści ziemne.

Małą się być Europa takim ludziom zdawa:
Szerzy się się ich siedlisko, i ogromna sława
Łamiąc kresy lądowe; ani zna zagrody,

Chyba kędy już niemasz ni ziemi, ni wody:
A ze wschodu ztoczony świat na zachod słońca
Jednym sprzęga ogniwem początek do końca,
Ogarnąwszy wielkiemi ziemny krąg ramiony,
Zprzągłeś z Mexykiem śniadym zabiegłe Japony;
Z Ryfeyskiemi, zgorzałe Maurow legowiska,
Wytykaiąc twym synom obszerne siedliska.
Wszędy w tropy za tobą wierni towarzysze
Szły mądrość, statek, ludzkość: ciebie w liczbie pisze
Chińczyk swych mandarynow za nauk przewodnią,
Indya świetną wiary nazywa pochodnią.
Parakwarczyk cię czyni wszystkich potrzeb sprawcą,
Rolnikiem, apostołem, wodzem, prawodawcą.
Fortunnieyszy postrokroć bez pereł i złota,
Ze w nim słodkość rządziła, a słuchała cnota;
Niźli one drogiego kruszcu pełne kraie,
Gdzie blask zwierzchny żelazne kryie obyczaie,
A tyraństwo na tronie gniotąc lud odętym,
Co chce tylko swawolnie, to nazywa świętym.

Oycem się wprzód nazywać chciałeś, niźli panem,
Rządząć prawem na sercach, dzielniey napisanem
Nad ogromne statuty, w piękne wite słowa,
Któremi złość pogardza, a płochość nie chowa.
Próżno się z wiekiem złotym chlubny Grek wysadza,
Próżno wyspy fortunne płonnemi odgradza
Od ludzkiey znaiomości kłamliwie parkany,
Daiąc im niedostępne za mur oceany,

I ziemię, i wiek taki znajdziesz łacno na nij,
Gdzie się zwierzchnośćzna człekiem, a ludźmi poddani,
Gdzie świat idąc powszechnym torem przyrodzenia,
Oycowskim się kieruie rządem, nie odmienia.
Trzeba było dać model tak piękney fabryki:
Polerowny iey 'nie mógł, kray ukazał dziki.
Europa szczęścia szuka, gubiąc lud i włości:
Parakwarczyk ie znalazł w pracowney iedności.
Nie pocił tam rąk ieden aby ziadał drugi;
Bo natura nie znała ni pana, ni sługi.
Potrzeby mierzył dosyt, rozum krócił zbytki,
Zwierzchność wszystko wiedziała, a lud brał pożytki.
Nie inaczey pod wiosnę, gdy wdzięczne powiewy
Z brył rozciekłych szmelcowne wyprowadzą krzewy,
A Flora dziwnym pędzlem w rozliczne pozory
Przybrawszy, wsączy w każdy smakowne likwory:
Da hasło gospodarna matka z wierzchu ula;

Runą wszystkie z pośpiechem, na znak trąby krola,
I po włościach kwiecis tych, spólnych wszystkiey rzeszy
Słodką zbieraią łupież: żadna tam nie spieszy,

By swóy tylko domeczek napełniła plonem.
Równo wszystkie po hrabstwie plądruią zielonem:
Równie biorą i znoszą: a gdy mróz zaleci,
Równym żyią udziałem iedney matki dzieci.
Takim będąc, postokroć pamiętny zakonie,
Któżby się mógł spodziewać!... lecz iuż po twym zgonie!...
Miałeś tysiącznych wiekow, stoiąc ieszcze, użyć,
Boś umiał razem dobrze panować i służyć.
A komużeś to służył? czy krwawemi trudy
Garnąc pod berło twoie mocarze i ludy,
Siebieś samego za kres wielkości zamierzył?
A z własną inney razem mocy nie rozszerzył?
Czyż żadnego iuż pana nie chciał mieć pod słońcem,
Którego wielkość możnić pierwszym miałeś końcem?
O ty! co naywyższego ramieniem dźwigniony
Nad książęta i pierwsze w chrześciaństwie trony,
Z górzystych Watykanu wież, stróż iego trzody,
Pasiesz prawdy pokarmem króle i narody:
Możnym kluczem otwierasz drogę do żywota,
I kiedy chcesz, do niego wieczne zawrzesz wrota;
Powiedz, któż dzielniey nad ten, troy-koronny panie!
Dźwigał zakon Piotrowe dotąd panowanie?

Któż go znosi? twa ręka: kto z pierwszych ocięty
Pień gałęzi, a ieszcze w korzeniu nie tknięty,
Możnym rydlem z rodzinney osady wygładza?
Twoia, co ią tak krzewił, nieprzełomna władza.
Szanuie twe wyroki, ani szemrze na nie,
Wzdy należało przecie mieć politowanie.

Godzien był, by nań srogie nie padały ciosy,
Lecz iuż upadł!- tak chciały nieuchronne losy.
Nic na ziemi trwałego; a co krąg obiega.
Jasnych na niebie planet, znikomey podlega
Odmienności na świecie; blady strach oblata
Zmilkłą w swym gruncie ziemię: iako u Eufrata
Zwolna się pod obłoki srogi olbrzym wspina.
Głowę mu złoto-rodna blaskiem krasi mina,
Piersi srebrem zachodzą, a brzuch z twardey miedzi
Położony na stalnych dwu goleniach siedzi.
Morze się w, lochy ciśnie, las wierzchołki zchyla,
Drzą góry; alić ledwo drobna mignie chwila,
Mały z góry kamyczek o ten gmach zawadził,
I wszystkie zgniotszy kruszce, w ieden gruz osadził.
Zazdrość dała przyczynę, zazdrość iędza blada,
Co światłości nie cierpiąc, w czarnych lochach siada
Nigdy prosto nie patrzy, zyzem tylko strzyże,
Zółcią pluie, i splutą żółć za pokarm liże.
Smutna zawsze, chyba gdy ciężkie słyszy bole,
Każdy ią traf pomyślny ostrym sztychem kole;
A na cudze uciski czuiąc w każdey chwili,
Jeśli drugich nie może, sama siebie kwili.
Ten to srogi dziworod, łez ludzkich nie syty,
Patrząc na twe zasługi, sławę, i kredyty,
Ryknął, ruszywszy zęby w paszczy, ostrym zgrzytem:
>>Będziesz że pierwszym zawsze górował zaszczytem
Nad innemi, dwu-wieczny tylko Loiolisto;
Z pogardą tylu nad cię starszych oczywistą?

« PoprzedniaDalej »