Obrazy na stronie
PDF
ePub

Który go za wytyczne wyklął z kazalnicy.
Uyrzał sklepik z księgami na farskiey ulicy:
Dziad ie iakiś przedawał. Spytał na przechodzie:
A nie wyszło też iakie dzieło w nowey modzie,
Bym ie zawiozł dla dzieci? dobrze to nawiasem
I samemu przy piwku co przeczytać czasem.
Teraz iest świat uczony: day Boże! poczciwy
Zeby był, a poprzestał już wyrabiać dziwy.
Mam odpowie staruszek, i różnych i wiele.
Są kazania na święta i wszystkie niedziele.
Zachowaycie dla księży, móy bracie, boć lepi
Z karty dobrze powiedzieć, niż co drugi klepi
Diabeł wie co, z pamięci na święconym drzewie;
A tego co powiada, sam, i słuchacz nie wie.—
Mam wydanego teraz niedawno Tacyta-
Niech go sobie sam miły pan autor przeczyta.
Niemasz tam nic śmiesznego: to pisarz pogański.—
Więc wacpan racz dla śmiechu kupić seym szatański.—
To pewnie po Radomskiey co nastąpił radzie?—
Ey nie: tu w czarney siedząc Lucyper gromadzie,
Słucha biesow; aby mu rachunek oddali,
Wiele ludzi po świecie pooszukiwali;

Wiele niewierny patron spraw wygra niesłusznych,
Wiele ktoś nawyłudza złotowek zadusznych;
Wiele łez pan wyciśnie z poddanych okrutny,
Wiele biesow naliczy szuler bałamutny;
Wiele plotek po mniszkach, próżności po damach,
Obietnicy u panow, a garstwa po kramach.-

To coś bardzo strasznego owoż arcy śliczna
Książka, co tytuł przyiaźń ma patryotyczna.--
Musi to być szalbierstwo: teraz patryotą

Ten tylko, co do siebie zewsząd garnie złoto.
Miłość dobra oyczyzny w księgach tylko stoi:
Każdy się w sobie kocha i o siebie boi,

Zeby mu kordon iakiey nie zagarnął wioski,
Waląc wreszcie na króla i winy i troski.—

:-
:-

Są wiersze to błazeństwo,-są też Polskie dzieie:-
Bodaybyście wisieli na haku, złodzieie,

Zeście w wieczne swóy narod podaiąc pośmiechy,
Powyrzucali z kronik i Wendy i Lechy.—
A o gospodarstwie też będzie wziąć co wola?—
I bez książek pszenicę rodzi moia rola.—

To o rządzie Europy?— a mnie bies to potem,
Jakim się cudze sprawy wiią kołowrotem.
Ja wiem, że u nas seymik będzie na gromnice,
A iarmark na Łucyą świętą męczennicę.
Nie bay miły staruszku: trzeba dla mey pani
Dryakwi, co od złotey noszą Węgrzy Bani.
Dwa razy tylko była mi w Warszawie; alić
Nie może biedna spazmow od siebie oddalić.—
Takie rzeczy w aptekach:- więc przecie, móy bracie,
Drukowane iey w sklepie opisanie macie.—
Cóż więcey? kalendarza: a iakiego? coby
Uczył, czy będą u nas, i iakie choroby

W tym roku; ieśli pokoy, czy będziem mieć woynę;
Czy głod, czy urodzaie obaczemy hoyne?--

Jest mały kalendarzyk:- ten to zdrayca, który
Poodzierał szlacheckie nazwiska ze skóry;

Co nigdy nie napisał, aż mię serce boli!
Lubom za przywileiem Wendeński podstoli.
Będę się, chyba że mię śmierć ze świata zdeymie,
Publicznie protestował za wzgardę na seymie;
By mi go zerwać przyszło.. Tak po targu sprzecznym
Dafszy tynfa rudego z mieczem obosiecznym,
Poniosł bibliotekę na ładunek głowy,
Receptę do dryakwi, i kalendarz nowy.
Owoż masz literata, nie ieden to taki,
Co woli w domu czytać szpargał ladaiaki;
Lub zbiiać tylko grosze, by ie pan syn stracił:
Niż gdyby rozum pięknym czytaniem zbogacił.
Więc iako też kto czyta, tak potym i prawi:
Pali Euksyn; na piaskach papierowe stawi
Okręty; bohaterow na powietrzne sadzi
Wozy, i przez obłoki gryfami prowadzi.
Zamienia ludzi w wilcze przyodziawszy skóry,
Nosi baby na łyse przez kominy góry.
Widzi Abla z Kainem na miesięczney zorze,
I solone syreny prowadzi przez morze.

Mądrego nic nie pytay, lecz to gorzey szkodzi,
Ze co czynim, o srogie szwanki nas przywodzi.
Jednym gnuśne stępiło umysł próżnowanie,
Drugi rozum i serce utopił we dzbanie.
Ow się tylko pieniactwem szarga, a z sąsiady
Ustawicznie o lada zagon wszczyna zwady.

Ten pańskiey pachołkuiąc dumie i zawiści,
Zwodzi, kłamie, namawia, a nuż co skorzyści?
Istny płód Proteusza; gotow dla mamony,

Temu, co go wprzód zdradził, niskie bić pokłony.
Tamten całe swe szczęście na kartach zakłada,

Lub lata po wizytach i obiady ziada.

Pełno ludzi zabawnych: zdaie się coś robi
Każdy, i do usług się oyczyzny sposobi.
Lecz kiedy jedno ciało zrobisz z tey gromady,
Ni serca do czynności, ni mózgu do rady.
Drugi gadać nie umie: ba i cóż on powie?
Nic nie czytał, nie myślił: same wiatry w głowie,
Albo pycha szalona: że swe antenaty

Od Troiańskiego ieszcze zasięga Achaty;

I siedząc nad herbarzem z nosem osiodłanem,
Pochycha, że pan przodek iego był hetmanem.
Dziękuięć, myśli zacna, z czyiey to pobudki,
Berła muzo-lubnego dobro-czynne skutki
Kalendarz tego-roczny przy końcu obiawił;
Jakim który swóy dowcip pismem autor wsławił.
A nuż w tych litaniach i moie ramoty
Obaczywszy, kto rzuci z ciekawości złoty.

Tak się przynaymniey człowiek na zimę ogarnie;
Przestaną go ze skury odzierać drukarnie.
Przestanie kiedyż tedyż być uczonym golcem,
Wkroczywszy w ścisłą przyiaźń z księdzem Bohomolcem.

SATYRA VII.

REDUT Y

Minął stary mięsopust, minęły ostatki,

Pozamykać kazali księża mięsne iatki:
Sledzie tylko a stokfisz wzywa do pokuty.
Cóż to? czy się i w poście nie kończą reduty!
Groza, zemsta, zgorszenie, grzech nieodpuszczony:
Wołay, oycze Pafnucy, co garła, z ambony!
Pełno masek po mieście; że za ledwo prawie
Trzecia część w bałamutney nie chodzi Warszawie.
Gdzie stąpisz, to twarz obca: rzadki człowiek, coby
Rodowitey maszkarą nie ukrywał doby;

A w czym stan, przyrodzenie i wiek iego płaci,
Wyrytey tworczą ręką trzymał się postaci.
Chudoba się w przepysznych złotogłowach pisze,
Głupcom się filozofskie z brody bielą wisze.
Białki siedzą na koniach; a co chłop, tọ baba:
Serca pasz, statku mało, myśl i ręka słaba.
Starcy się przedzierżgnęli w dzikie Pantalony,
Z młokosow arlekini z lisiemi ogony.
Na księżach Bachusowe porośli iagody,
Nosy iak winogrady, brzuchy gdyby kłody.
Płochość, duma, interes bal tu wieczny daią;
Skacze Polak na iedney nodze, obcy graią.

« PoprzedniaDalej »