Obrazy na stronie
PDF
ePub

Więc matka z miłym sercem, nauką, urodą
Zacna, i równe ciotki pięknym kołem wiodą.
Więc i godni wuiowie; tudzież innych siła
Krewnych imion, na święto co ie to zwabiła
Dwu wielkich domow przyiaźń i wasze kochanie,
Zeście sobie u ludzi zasłużyli na nie.
Takie, złote miiaiąc sławney Pafu wieże
Płochemi wiosły ptastwo trakt powietrzny rzeże,
Bawiąc lud zadziwiony ciekawym widokiem,
Leci po miedzy krasnym rączych pior obłokiem
Dwoie iasnych gołąbkow, które w winney dani
Lotny orszak prowadzi dla Cypryiskiey pani.
Ona ie śnieżną dłonią muska, i na szyie
Z Tyryiskiego szkarłatu miękkie wkłada szliie,
Wprzęgaiąc do złotego wozka, aby wieczney
Miłości spolnie ciężar dźwigały serdeczny.
Postępuy w dobrą chwilę, paro ulubiona!
Piękna, dla ciebie wrożka, oyczyzno strapiona,
W tey fladze niespodzianey, gdy twoy dach ze słomy
Troistym niszczą bełtem zapalczywe gromy;
I pod mylną zasłoną przychylnego cienia
Sępią, grożąc mgłą czarną wiecznego zaćmienia.
Weselszy czas nastaie! dwie nadobne zorze,
Milsze nad wasze światła, z Polluxem Kastorze,
Wschodząc na nasz horyzont, cały wprzód zaćmiony,
Z grubych cię niezgod chmurney wydźwigną zasłony.
Już też same łańcuchy, które wasze ręce
Wiążą, łączą pospołu i domy książęce

Węzłem nierozerwanym. Postaw na puklerzu
Możnym dawnych Jagiełłow, potomny rycerzu,
Krzyż złoty, krzyż waleczny! przytul go do twoij
Serdecznie, żadnym szturmem niepożytey zbroi!
Tak pod iedną złączone ze krwi twoiey głową,
Póydą rzeczy szczęśliwszą nierownie osnową,
A srogim od lat tylu zwątlona pogromem
Dla sporu domow, będzie Polska iednym domem.
Postępuy w dobrą chwilę, paro ulubiona!
Niech z tobą idzie pokoy, niech zgoda niepłona.
Zgoda twierdza narodow: iey tarczą odbite
Pierzchaią, iak proch lichy, ufy miedzią kryte;
A którey ani ogień, ani miecz nie lęka,
Przed iey licem łaskawym groźna moc uklęka.
Zgoda matka porządku: samo przyrodzenie
Jey sprawą, wieczne niebu ukuło sklepienie;
I ziemię wydobywszy z mętney wod otchłani,
Tysiąc istot nadobnych postawiło na ni.
Co zmysły ludzkie bawi, co nasyca one,
Cóż było, nim się każdy w naznaczoną stronę
Udał żywioł, zawarszy wieczyste soiusze?
Nie było życia, chociaż różne były dusze.
Teraz i płodna ziemia buyne plony rodzi,
I za dniem nieustanną noc koleią chodzi,
I morze ma swe kresy: i rzeki łożnice;
Bo wszystkim dała zgoda warowne granice.
Tak ty, zacny narodzie, gdy się twych umysły
Synow w miłości trwałey węzeł spoią ścisły;

Wybrnąwszy z smutney toni, wśrzód własnego łona Wzbudzisz na dalsze lata fortunne nasiona.

Więc kiedy czas ten przyidzie, a po srogiey wrzawie Słońce nasze w swey znowu wesołey postawie

Ożywi świat oyczysty; z nim pospołu i ty,

Móy Potocki, coś dotąd na Parnasie skryty,
Pięknym bawiąc dowcipem pańskie trudy słodził,
Będziesz w szyk iasnych planet policzony chodził;
I przy wieku dostałym sprawy ważnieyszemi,
Pod mądrą iego wodzą, Polskiey świecił ziemi.
A my z chatek spokoynych, darem ożywieni
Dobro-czynnych onego pasterze promieni,
Będziem wieyskie na gęślach nucić mu padwany:
Swieć nam długo szczęśliwie, wodzu ukochany.
Postępuy w dobrą chwilę, paro ulubiona!
Jako piękna latorośl, latorośl zielona,
Która ma swemu sadźcy stokrotną nagrodą
Zawdzięczyć letnie znoie, karmią i ochłodą;
Skoro iuź pełna soku, takich lat dolicza,
Ze ią bezpiecznie może ręka ogrodnicza
Wziąć ze szkoły spółczesnych drzewek rzeszy młodey,
I iuż na urodzayne przesadzać ogrody:
Frasobliwy o swoiey wychowanki doli,

Szuka wszędy gospodarz co naylepszey roli;
I żeby iey wiatr silnym nie uszkodził wiewem,
Z gałęzistym ią żeniąc sfornie łączy drzewem.
Z domu Eleonory, z dziadowskiego łona,
Księżniczko ! piękniey cnotą, niż krwią ozdobiona,

Już cię oto życzliwi przenoszą rodzice,
Na wzor rodney iabłonki, lub winney macice.
Już twe lata dostalsze doszły owey chwili,
Ażeby, co się samym wprzód kwiatem cieszyli,
Po zeszłey wiosny porze, mogli patrzeć na to,
Co za łożone prace, winne przynieść lato.
Złączona z zacnym drzewem od złotey Pilawy,
Na którym Mars swe nie raz zawieszał buławy,
Honor tysiączne krzeseł wysokich zaszczyty,
I lasek i sztandarow blask niepospolity:
Rośniy w owoc i w cnoty, śliczna latorośli,
By z ciebie z wnuczętami piękne dziatki pośli,
Oyczyźnie na usługi, a tym na kochanie,
Co ci w swym domu zacne dali wychowanie.
Jużeś, kochana paro, dała sobie dłonie.
Patrzy na to zawisna, i ledwo nie tonie
We łzach zazdrość, że tego związku ni opaczny
Język, ni chęci własnych zerwie szturm dziwaczny:
A miłości wam żadne przypadki nie wydrą.
Bóg tak chciał: a czas złotą potrząsnął klepsydrą.

SIELA NKA III.

MIRTY L.

Podczas ślicznego w lecie raz Mirtyl wieczora,
Oglądać przyległego szedł brzegi ieziora.
Gdzie księżyć rozwinąwszy koło promieniste,
Na spokoyne kryształy sypał srebro czyste.
Wdzięczny blask pol rozległych i głuche milczenie,
Słodkie w krzakach słowikow po rosie kwilenie,
Tysiąc cudnych obrazow roskoszney ponęty
Trzymały zadumieniem długo umysł zdięty.
Wróciwszy się nakoniec, kędy blisko chaty
Stał z bluszczu we dwa rzędy chłodnik w liść bogaty,
Znalazł oyca starego; a on snem zmorzony,
Na zieloney murawie leżał rozciągniony;
Wspartą głowę bieluchną na ramieniu trzymał,
I tak sobie na chłodzie milusieńko drzymał.
Stanął syn zadumiany, i na postać onę
Patrząc, z politowaniem oczy miał wlepione.
Czasem też spoyrzał w niebo przez liście powiewne,
A łzy mu się z radości wytaczały rzewne.

O ty, rzecze, po Bogu pierwsze me kochanie,
Ty czci moia naypierwsza, naypierwsze staranie.
O iak słodko zasypiasz, gołąbku móy siwy!
O iak mile spoczywa człowiek sprawiedliwy!

« PoprzedniaDalej »