Jak w niewarownym miałki wart korycie Wieczne z brzegami wyprawia igrzysko; I raz przy iednym ulega obficie, Drugi raz płoche mieni legowisko: A ustawiczną swych nurtow odmianą, Gdzie w wieczor topił, tam osusza rano.
Zart sobie z ludzi szczęście robi srogi, Podaiąc wiekom swey znamiona władzy: Grube paklaki w świetne mieni togi, Zaczernia szkarłat wieyskiey dymem sadzy. Kmieci potomek barki w złoto stroi, A możnych książąt krew u cepa stoi.
Fatalna płodność w kształt rodnego drzewa Drobiąc ku gorze plon swóy od korzenia Im się w buynieysze gałęzie odziewa, Tym więcey traci z mocy i z imienia; Ze na ostatek listeczki prawnucze Lada dma wzruszy, i wietrzyk potłucze.
Dobroczynnego monarchy szczodrotą, A spolney pracy nieprzerwanym czynem; Już się podźwigać zaczynamy oto, I martwą głowę wznosić miedzy gminem. Służmy królowi, i oyczyźnie społem;
Nuż do nas szczęście pierwszym zaydzie kołem.
Próżno się nudny gnuśnik chełpi wielce, Ze bierze ziarno, którego nie młocił; Gardzę ia, patrząc na te drogie cielce, Go im los boki gliniane pozłocił; Ani na obce zbiory patrzę z żalem, Woląc być moiey fortuny kowalem.
Prześwietny leżeń pokrewnemi domy I bogatemi podparty posagi,
W złotych to słupach pusty dom ze słomy, Ani mieszkalny, ni zdatny na flagi:
Zrzuć mu te tylko filary z poboczy; Wiatr go rozrzuci i bydło potłoczy.
Słodzey używa, kto na twardym łanie Ociekłym w znoiu pługiem grunt uprawił ; Niż co w dziadowskie puścił sierp staranie, Gdzie ani miękkiey stopy nie postawił: Niechay się chlubi, że ma imię iasne, I włości przodków, a my nasze własne.
Odrodków płocho fortuna przychodnia Tymże iak przyszła, płocho idzie śladem: Lekkość ią rządzi, a pogania zbrodnia; Rzadki wnuk poszedł za starownym dziadem. Ten iey potrafi chyba dobrze użyć, Kto zna, iak ciężko chleba się dosłużyć.
Pod obcym słońcem pielgrzym niedaremny, Tam gdzie Mołdawa Praskich grodow strzeże; I gdzie Marsylę płócze nurt środzieniny, I Watykańskie złotem błyszczą wieże; Szacownym z nauk bogaty nabytkiem, Zdobisz oyczyznę niepłonnym pożytkiem.
Tobie w kwitnącym niegdyś zakon stanie Winien dobrego porządku nasiona; Tobie Litewska młodzież wychowanie, Prac kilkuletnich znoiem zasilona. Ciesz się, nie miia cię nagroda za to: A krzep się wziętą od pana zapłatą.
Zaden się w żądzach swoich nie pomyla, Kto w cierpliwości łaski iego czeka. Zna on swe pory; uprzedza, uchyla, Daie, przydawa, choć czasem odwleka: A iako spólny ociec dziatek wiela, Każdemu w czasie pokarmu udziela.
Lecz nie dość pańskie nosić tylko znamię; Próżno żołnierza broń i suknia łechce: Niechay twe czoło pracuie i ramię, Myśląc i czyniąc, co pan tylko zechce. Patrz na dar wzięty, a chęć iego tayną Dzielnością sobie wykonay zwyczayną.
Zieloność wiarę nieskażoną znaczy, Zapał kamienia gorliwe kochanie, Lustr iego szczerość uprzeymą tłomaczy, Hart dyamentu w usługach dotrwanie, Ze cię gwałt żaden od nich nie odstręczy; A wieczny statek figura obręczy.
Darmo, wściekła potwarzy, z twey klózy ponurey, Grozisz mi, trzęsąc na łbie brzydkiemi iaszczury! I w nayburzliwszych przygod pogrążone toni, Serce me złoty ieszcze promyczek uroni.
Znam to, żeś się na moią, iędzo z piekła rodem, Zagładę nie hamownym uniosła zawodem: Wszystkieś, iak chytry łowiec, osaczyła gmachy, Stawiąc na koło czarnych zdrad czuyne szylwachy.
Twóy łuk krwią ubroczony, strzelaiąc iad żywy, Już z kudeł smoczych wite potargał cięciwy: Wypróżniłaś ładowny kołczan: cóż ci potem, Jeśli gnuśnym, gdzie mierzysz, nie ugodzisz grotem?
Oto niewinność, spraw mych iścieć znakomity, Bierze puklerz z wiernego dyamentu bity: Bierze miecz niepochybny i swe strzały pewne, A słowy łaskawemi koi łzy me rzewne:
Czego się lekce trapisz, człowiecze niebaczny? Czy, że cię gmin potępia w zdaniach swych opaczny; Ze twe dzieła nicuiąc, własną mierzy piędzią? Jam iest twoim patronem, i świadkiem, i sędzią.
Niechay swe gryzie potwarz i szarpie pochodnie: Wszak to iey żywioł, z cnoty nawet czynić zbrodnie, I nawodzić pogrzebną barwą świetne sprawy; Ze sama iest okropney i smutney postawy.
Nie są wolne od iey strzał monarchow stolice; Biie bez braku w domy ludzkie i świątnice. A ieśli pytasz, czemu? odpowiedzieć snadno: Bądź złym, a strzałą o cię nie zawadzi żadną.
Lecz próżno się wysila, próżno złość natęża. Nigdy skarbow mądrego nie dosięgnie męża; Bo mu ia wnet na pomoc z nieba lecę chyżo, I razy nie pożytą odbiiam paiżą."
Dziękić, strażniczko moia, czynię nieśmiertelne. Twym ia wsparty ratunkiem, na twe skrzydła dzielne Wstąpiwszy, tak z podłego gminu oczu sprysnę, Ze mię nigdy ięzyki nie ścigną zawisne.
« PoprzedniaDalej » |