Obrazy na stronie
PDF
ePub

Zaden, iż w sobie samym rozkochany,
Ludzkich towarzystw wszystkie psuię stany,
Gdy czyniąc sobie, drugim dobrze czynię,
W ten czas się nazwę szczęśliwym iedynie.

Mętnych roskoszy źrzódło swym wypadem
I naykraśnieyszy kwiat zaraża iadem:
Na koło złotych dachow smutek lata,
A boiaźń i puch łabęci ugniata.

Słodka wesołość w czystym tylko rada
Sercu przebywa: tam gniazdo zakłada,
Gdzie iey poczciwe wskazuie sumnienie,
Bądź carski pałac, bądź smutne więzienie.

Temu gdy ufam, nie wiele dbam o to,
Ze chciwa na krew i przemożne złoto,
Slepym podkopem czyha na mię zdrada;
Zazdrość mię szarpie, a gmin płocho gada.

Bym miał do zgonu żywot pędzić lichy,
Nie chcę ia żebrzeć o litość u pychy;
Gardzę szafunkiem ludo-kupney dłoni,

Co mi chcąc cnotę wydrzeć, workiem dzwoni.

Wdzięczny pokoiu, darze w ludziach rzadki! Idź ze mną, proszę, choć do kmieciey chatki; Kędy na łonie nieszkodney roskoszy, Niewinność snów mi słodkich nie wypłoszy.

Nie Epikurskiey gnuśny uczeń szkoły,
Oddaię panom łzami zlane stoły;
Przestaiąc na tym, co ubóstwem ścisłem,
A mądrym stawię na obrus przemysłem.

Ten był od wieku los mieszkańcow świata,
Ze się wesołość frasunkiem przeplata:
Raz kwiaty sypie; lecz czasem chcąc wiernie
Od szwanku odwieść, prowadzi na ciernie.

Lecz kiedy ów czas przyidzie, gdy przed oczy
Cała się rzeczy śmiertelnych zatoczy
Osnowa, którą przed ułomnym wzrokiem
Bóg niedostępnym zawinął obłokiem,

Tam się dopiero prawdziwie ucieszę,
Gdy równym torem do kresu przyśpieszę;
A same troski, podięte dla cnoty,
Wieniec mi włożą w potomności złoty.

O DA XXII.

PIEŚŃ DOROCZNA

Na dzień ocalenia życia i zdrowia J. K. Mości.

Wdzięczne kadzidło w słodkiey niosąc dani,

Błagaycie twórcę, życzliwi kaplani;

Kropcie przed iego wiecznym maiestatem

Ołtarze kwiatem.

Niechay lud wierny, nucąc peań święty,
Za dar dziękuie wiekiem nie obięty;
Jaki ten tylko, co dał morzu łoże,

Sam zdarzyć może.

Dzień to pamiętny, którego on ranę
O wątłą nader położywszy ścianę
Z życiem oyczyzny, zchylił na iey żale
Litosney szale.

Nie zeszła ieszcze nam z pamięci ona
Brudna ponurych opryszkow zasłona,
Którą utkały z Erebowey pary

Pluta pieczary,

Gdy pod iey mglistym płaszczem zbcycze plemie,
Skaza twey, Lachu, nie wetowna ziemie,
Na Boskiey władzy noszącego znamię
Podniosło ramię.

A wśrzód narodu mętney zawieruchy
Tłumiąc ostatniey iskierkę otuchy;
Na los go podać iuż miało surowy,
Z upadkiem głowy.

Jęknęły głuchych murow nieme głazy:
A cóż te serca, gdzie żywe obrazy

Łask iego wdzięczność wieko-pomną złotem
Wyryła dłotem?

Czarny żal nocnym ukirzony mrokiem,
Zasępił domy; a gorzkich potokiem

Brocząc ulice łez, przywrócił one

Wieki strapione;

Kiedy twe króle płaczem niewzruszona,
Na zimne mary kładła Persefona,
Polsko żałosna! łamiąc onych dziką

Berła motyką:

A ożywione ich śmiertelnym losem,
Wabiąc chrapliwym bezkrólewia głosem;
Na łup okrutny podawała z twoiem

Szczęście pokoiem.

Patrzał Bóg na to z gwiazdzistey wierzchnice,
Zkąd nieprzeskoczne wymierza granice

Swiatu, dokąd iść maią, i którędy

Ludzkie zapędy;

Póki niewinność ma płakać uięta
W potwarcze spony; i póki odęta
Duma przewodzić, a szlifować swoie

Niezgoda zbroie.

Na iego palcow zakres nieprzełomny,
Cofa swe grzbiety gwałt morza ogromny;
Mdleią pożary, a dłoń moru blada

W pochwy miecz wkłada.

I wy mocarze! pod których zdeptany
Niewolniczemi brząka lud kaydany,
Macie swe kresy: o iego się ramie
Każda moc łamie.

Szydzi na górze on z niesilney dumy,
I na swe szwanki przewrotne rozumy
Często nicuie: czyniąc, że w swe sieci
Sprawca sam leci.

Więc kiedy ludzkiey iuż pomocy zgoła
Nie stało, ruszył dzielnego anioła;
Anioła, który od twey, Wazo! skroni
Uchylił broni:

[ocr errors]
« PoprzedniaDalej »