Obrazy na stronie
PDF
ePub

Królu! słabych to tylko umysłow upadać,
Nie twego, który samym szczęściem umie władać;
I kierować potrafi równie cnoty styrem,

Czy morze Austrem szumi, czyli śpi Zefirem.

Kończ twe o nas starania, nim szturm szyię złamie, A wierne cię zupełnie twórcy dźwignie ramie; Pomniąc na to, bespieczny w niewinności zbroi: Złość się burzy, gmin gada, mądry zawsze stoi.

[blocks in formation]

STARUSZE K.

Już mię u tego kresu wyrok wieczny

Postawił, zkąd się wiek nie cofnie wsteczny:
To tylko słodzi żałosne me straty,
Ze przecie rozum zwykł przychodzić z laty.

Na cóż się przyda, o ślepoto sroga!
Brać tak szacowny podarek od Boga;
Jeśli dla tego czas na bredniach trwonię,
Bym tylko z niego korzystał przy zgonie?

W pierwszym poranku wiosny niemowlęcey,
Prowadząc żywot ledwo nie bydlęcy;

Słabi, nikczemni, wątłą ścianą z niczym,
Zkąd dzielny twórca nas dźwignął, graniczym.

Ledwo się z ciemney mgły wygarniem troche, Alić nas chęci w bok unoszą płoche:

I tym głupszemi zostaiem od dzieci;

Ze gdzie nam szkodzi, tam błędna myśl leci.

Więc grubą wdziawszy na oczy zasłonę,
Oślep na rafy bieżym utaione:

Roskosz nam luba i miłostki; kture
Hańbą rozumną człowieka naturę.

A kiedy młodość zbieży nie uięta,
Czyliż się błędny człowiek upamięta?
Silnieyszym szturmom idzie na igrzyska:
Wprzód ludzie zwodził, a potym uciska.

Czas, który wszystko swym pędem wywraca,
Cokolwiek długa budowała praca,

Nic nie folguie: same bez zniszczenia
Występki nasze z latami odmienia.

Smiesznym się ludzki wiek obraca szykiem; Z rana półgłowkiem człek i rozrzutnikiem, Pysznym w południe, a ze dnia upadem Kutwą łakomym, i mrukliwym dziadem.

Już mię lat zbiegłych niebaczne zapędy
Dwakroć w żałosne wprowadziły błędy:
Będę miał oko; by przynaymniey schyłek
Był życia mego wolny od omyłek.

Jużem był dosyć podobnym do rzeki;
Co bystre tocząc z gór wysokich ścieki,
Szumi okrutnie; a z gniewnemi wody
Miece ogromne i głazy i kłody:

Pięknieyszy widok przed oczema stawi,
Gdy się posmyczą lekką kędzierzawi;
A płynąc równo w spokoynym korycie,
Uczy nas, iakie wieść potrzeba życie:

Wten czas, gdy w polach, czy zebrane w lesie
Obficiey miastom i wsiom dary niesie:
I nim się w morzu bezdennym pogrąży,
Nazad się cofa, i ku źrzódłu dąży.

Tak i ia bliski mety zamierzoney,
Cały w przedwiecznym twórcy zatopiony;
Rozważam przeszłe mylnych ścieżek ślady,
Nim mię grób złączy z moiemi pradziady.

Więc kończąc życia nędznego ostatek,
Tak mówić będę do kochanych dziatek:
Porzućcie próżne żale rozpościerać;
Zyczę wam lepiey żyć, a tak umierać.

OD A XV.

DO GMINU

z Francuskiego P. Thomas.

Ty, który w znoiach pędząc żywot pracowity,

Nie znasz, co są herbownych kleynotow zaszczyty:
A okrutnym wyrokiem górno-myślney buty
Skazany miedzy podłe natury wyrzuty,

Przez krwawe rąk mozoły, przez pot wysączony
Dźwigasz sam na ramionach i państwa i trony;
Godnych obywatelow poważne zebranie,
Dworow wzgardo, lecz mądrych iedyne kochanie.
Gminie! chciey łaskawego ucha mi nakłonić:
Mam wolę od niesłuszney obelgi cię bronić.
Niechay kto inny rymem pochlebnym kołysze
Dumne panow umysły; ia do ciebie piszę.

Darmo na blask mocarzow, na szumne przepychy
Patrząc, hoynemi łzami stan oblewasz lichy.
Darmo łaiesz złey doli, i chcesz ią odmienić;
Poznay lepiey twą wielkość, a ucz się iey cenić.
Na tobie się państw możnych wspieraią iedynie
I władza i dostatki: twoią pracą słynie

Ich sława, ich potęga; czy to król szczęśliwy
Słodkim berłem kieruie narod Marsa chciwy:

Czy wolny obywatel, i godzien być takim,
Zyie w równi z drugiemi pod prawem iednakim :
Czy w pośrzód zgrai katow despotyzm odęty,
Hardemi równych sobie karki tłoczy pięty:

Twóy przemysł, twey obrotney ręki dzielna władza,
W nowy zawsze kształt życia martwy świat odmładza:
Twoiey on pracy darem i kwitnie i żyie.
Cóż mu sto królow dało, krom iarzma, na szyię?
Niszczy bohatyr, ludzkie ty ratuiesz plemie:
On pustoszy, ty czynisz urodzayną ziemię.
Opłakany stan ludzki iużby był na schyłku,
Gdyby nie miał od ciebie wsparcia i posiłku.

Podła rzecz, powie mi kto, rolnicza zabawa.
Dobrodzieiem iest ludzkim, a małaż to sława?
Twe cepy, twe lemiesze, twóy sierp, twa motyka
Zywszym nierównie blaskiem oczy me przenika,
Niż owe złote iabłka, berła, i korony,
Które wspaniałe królow otaczaią trony.
Ta sztuka iest naypierwsza, tey za życia dary
Od pierwiastkow świat winne oddawał ofiary.
Nim gwiazdarz liczył zorze, nim wysokie stawił
Gmachy biegły architekt, nim po morzu pławił
Zeglarz misterne nawy, nim poeta baiał,
Mówca gadał; iuż chłopek pługiem skiby kraiał.

Rzućmy jeszcze z pól żyznych oczy ku tey stronie, Gdzie dumna ziemia dźwiga miasta na swym łonie; Bodąc złotemi rogi niebieskie pałace:

I tam się dziwić trzeba dziełom twoiey prace.

« PoprzedniaDalej »