Obrazy na stronie
PDF
ePub

Maiestat przy twym tronie wolnym idzie krokiem,
Na który człek ułomnym nie śmie rzucić okiem.
Z twey karocy złocistey żyżność plon bogaty
Sypie na ziemię, owoc, ziarno, wdzięczne kwiaty.
Zkąd wszelka dusza żyiąc, co lata, co pływa,
Co chodzi, głosu na twe pochwały dobywa.
Twe bystrym upierzóne ogniem iasne pręty,
Przenikaiąc grunt twardy z morskiemi otmęty,
Sposobią gnuśne żużle i bryły niezgrabne
Na kosztowne kanaki, na kruszce powabne.
Ztąd na płótnie, na drzewie, ciał twórca kłamliwy
Rodzi misternym pędzlem świat bez głosu żywy:
Ztąd ma pilny rzemieślnik naczynia sposobne,
Ztąd uprawia swe role chłopstwo chlebo-robne:
Ztąd zbytek swe przepychy chlubnym zdobi blaskiem,
Ztąd ludzkiego przemysłu cudnym wynalazkiem
Krągłe się złoto wiiąc nieustannym ruchem,
Łączy świat różno-usty handlownym łańcuchem.

Bez ciebie wszystko martwym snem uięte leży, Gdy się skrzepłym oddechem Arktow czas zaśnieży; Wszytko sepi éma sroga, czarnych strachów pani, Zdaie się świat do pierwszey powracać otchłani. Ale skoro łagodnym zabłyśniesz promykiem, Wnet raźnieyszym natura cała idzie szykiem. Igraią wypuszczone rzeki z groźney kluby, Drzewa się w różno-liście przyozdobią szuby;

Strzelaią młodą trawką, zrzuciwszy niezbędne
Z karków ciężary, pola; żywiąc trzody błędne.
Sama na bystrych falach Kloto w klęski płodna,
Choć kopie mokre groby, ryiąc morze do dna,
Nie tak się zdaie sroga; i wraca nadzieie,
Gdy się twa śliczna postać od wschodu rozśmieie.

Wszytko tobie ulega: niech się iak chce burzy,
I czarnemi obłoki niebo dzień zachmurzy;
Niech szyie piorunami, a strasznym łoskotem
Grozi trwożliwey ziemi niechybnym wywrotem:
Skoro nań łuk wymierzysz z farb uwity cudnych,
Wioną na pierwszy widok roty cieniow brudnych.
Powraca luby pokoy, a z cienistey cieśni
Wywodzą stada w pole pastuszkowie leśni.

Lecz ty, o wielki twórco! któryś dziwnym czynem
Osypał dla nas niebo licznym świateł gminem;
I w pośrzodku ich wodza złotego posadził,
By pewnym trybem lata i wieki prowadził :
Jakąż za to odbierzesz od zlepków śmiertelnych
Chwałę? któryż to ięzyk sprawy twych rąk dzielnych
Godnie opieie? twoiey przedwieczney istoty
Mądrość, kieruie wszystkie niebieskie obroty:
Ty niemi lotnych duchów obarczywszy skrzydła,
Jednym ostrogi, drugim przydaiesz wędzidła;
By krążąc po powietrzu roźlicznemi koły,
Sliczną sceną bawiły podniebne żywioły.

Bez twey wodzy opatrzney bądź na chwilę drobną Swiatby się cały okrył ruiną żałobną;

A rozhukane sfery wzorem bystrych koni,

W pierwszey sprzecznych żywiołów pogrążyły toni.

Jeżeli człek niewdzięczny w twych przybytkach, Panie!
Tłumi w niegodnych ustach dziwnych łask wyznanie,
Samo cię od połudney do pułnocney osi,
Niebo swoiego sprawcę pochwałami wznosi.

O DA III.

PODZIĘKOWANIE

Królowi Jegomości za dane Numisma pańskim portretem ozdobione.

Słowiańskich grodów pisorymie gładki;
Którego, póki pławne Wisła statki

W Baltyckie progi krętym wartem niesie,
Opiewać będą Muzy w Czarnolesie 1.

Nie zgadłeś, (luboś tak w rozum bogaty;)
Ze prace nasze znikną bez zapłaty,

Ze się łakomy świat ciśnie za złotem;
A próżny śpiewa poeta za płotem:

I Wieś Jana Kochanowskiego.

Szczęśliwy nader wiek nastąpił oto,
Ze się i u nas drogie świeci złoto;
Tym szacownieysze, że ie w podarunku
Z mądrego bierzem Monarchy szafunku.

On i mnie, lubom tey ieszcze zalety
Nie doszedł, by mię pomiędzy poety
Zacne liczono i był ich pisarkiem;
Drogim swey twarzy ozdobił podarkiem.

Szacowny darze! czegoż więcey żądać
Mam w życiu, kiedy codziennie oglądać
Mogę w mym domku, i będąc poddanem
Pana moiego być nie iako panem?

Jeśli na kruszcu twarz piękna i żywa,
I oczy nęci i serce porywa;

Cóż kto miał szczęście widzieć, zkąd iest brana,
Wdzięczne oblicze tak słodkiego pana?

Nie widać na nim, iakiemi się bogi
Ziemne waruią, ani groźney trwogi,
Ni dzikiey dumy, na którey spoyrzenie
Blednie od strachu śmiertelne stworzenie.

Bóg, co na Polskim tronie go posadził,
Wszystkie w nim zacne przymioty zgromadził;
Ze w nim wiernego mamy przyiaciela,
I Króla razem, i obywatela.

On wie, że tronow nie tak mocne sklepy,
Ani tak strzegą hartowne oszczepy,

Jak miłość ludu i wiara życzliwa,
Czego nie wskóra potęga fukliwa.

Jego łaskawe serce niewymównie,

Co się doń garną, wszystkich kocha równie:
Ba i z przeciwnych dobra się spodziewa,
I chętniey samo cierpi, niż się gniewa.

Więc tym prawidłem wszystkie mierząc sprawy,
Te za naymilsze poczyta zabawy,
By dobrze czyniąc, iako, Tytus drugi,
Liczył dni swoie łaski a przysługi.

Ztąd owe dzielne dla dobra oyczyzny
Starania; aby w swoiey porze żyzny,
Kiedy się szturmy uciszą zawzięte,
Owoc odbierał za prace podięte.

Lecz dobrodzieiów takowa iest dola,
Jakie przymioty zwykła miewać rola:
Często ich płonne mylaią nadzieie,
Chociaż dłoń hoyna gęste ziarno sieie.

Nie zawsze w równi wdzięczność z darem chodzi. Czasem się owoc obfitszy urodzi

Na polu, kędy oracz mniey troskliwy

Rzadszym nasieniem chude posiał niwy.

Lu

« PoprzedniaDalej »