Obrazy na stronie
PDF
ePub
[ocr errors]

pédique o moich poezyach, i tam będą umieszczone dwa Lemaitra tlómaczenia... Sienkiewicz (Karol) dowiedziawszy się, że ja wydaję teraz poezye, pisał do Bł. z Anglii, każąc mi się kłaniać i prosząc, abym mu jak najprędzej poezye moje przysłał, bo je chce na angielski język tłómaczyć. Widzisz, kochana Matko, jak to ja będę zaraz w dwóch językach figurował. Sienkiewicz spodziewa się wziąć za to znaczne pieniądze, i pewny jestem, że wszyscy moi tłómacze lepiej niż ja wyjdą. Miło mi wreszcie, że to Sienkiewicz tłómaczyć będzie i mimowolnie przypomniałem sobie Mikulskiego, który mi radził niegdyś poezyi zaniechać, mówiąc że Sienkiewicz daleko większym odemnie był poetą, a przecież tego błahego i głupiego rzemiosła zaniechał. Wykolę kiedyś oczy Mikulskiemu, posyłając mu po angielsku tłómaczone moje poezye"... *)

Przytoczone ustępy wystarczą, ażeby czytelnik powziął wyobrażenie o stopniu błogiego upojenia, jakiém odurzały poetę - przed ogłoszeniem jeszcze poezyi ryczałtowe pochwały ze strony osób bezpośrednio go otaczających, osobiście jemu życzliwych, zresztą olśnionych nowo wschodzącą gwiazdą jego poetyckiej sławy. Cieszył on się téj sławie swojej, jak dziecko cacku, za którém dawno,

*) Nie od rzeczy może będzie już w tém miejscu nadmienić, że oprócz przekładu na język francuski Bogarodzicy i Araba, dokonanego przez Lemaitra, żadno z tłómaczeń tu zapowiedzianych do skutku nie przyszło. Skończyło się to więc na niedoszłych projektach z jednéj strony, a na płonnych nadziejach z drugiéj. Przekład Lemaitra wyszedł 1833 r. w Revue Europ. i także w osobnéj

odbitce p. t. Notice sur les poésies de J. Słowacki. Paris 1833, 8ka, str. 16.

za którém długo goniło, a teraz ma je już tak blisko przed sobą, że dość wyciągnąć rękę, ażeby je pochwycić. Było to jedyne pragnienie jego na ziemi, jedyna namiętność, powiedziałbym jedyna sprawa, która go przywięzywała do świata. Dla téj marnéj sławy potomnéj wszystkiego się wyrzekał. Teraz zdawało mu się po raz pierwszy w życiu, w życiu tak jeszcze młodém, że ją ma posieść nareszcie. Przebaczmyż mu, że go tu zdybujemy na rojeniach, które tchną taką dozą miłości własnej i dumy. Coby to było, gdyby się te rojenia były ziściły od razu !...

[ocr errors]

Były jednak chwile, gdzie się Juliusz w tém wysokiem rozumieniu o sobie i cokolwiek miarkował; gdzie mu na myśl przychodziło, że ani na uwielbieniach ludzkich, ani też na własnych o sobie samym mniemaniach tak bardzo nie należy polegać. Opowiada w tymże samym liście matce np. następujące zdarzenie:

„Byłem na mszy żałobnéj, którą jeden z moich przyjaciół kazał odprawić za duszę zmarłego ojca. Celebrował X. Praniewicz, Polak ze Żmudzi, który aż po Ameryce wałęsał się i od pięciu lat w Paryżu usługę ołtarzowi pełni, wielki oryginał! Potém ksiądz zaprosił nas na śniadanie. Ksiądz jest poetą pisze drukuje, czyli sztychuje z muzyką swoje wiersze i te nam śpiewał przy fortepianie. Nic dziwniejszego, jak ta melodya! Najwięcej mi się podobała strofa, w której książę Poniatowski mówi do przechodnia :

Jakom marszałek francuski
Narodowi temu wierny,

[ocr errors]

-

Z mojemim szedł na kraj pruski
Przez Sasy, ów naród mierny.

I ja i Skibicki otrzymaliśmy po exemplarzu dzieł, przy których Baka byłby tak mierny, jak kraj saski. Ksiądz sądzi, iż jest wielkim poetą. Pochwały nasze utwierdziły go w tém mniemaniu. Była to jednak scena dla mnie nauczająca, aby mniej ufać miłości własnej — mniéj pochwałom cudzym scena bardzo potrzebna; bo czy uwierzycie, że dowiedziawszy się o śmierci Göthego, pomyślałem sobie, iż Bóg go wziął z tego świata, aby dla mnie wydającego poezye zrobił miejsce na świecie?... Matko moja, widzisz jak szczerze piszę ten dziennik piszę nawet glupie marzenia moje“...

i t. d.

Wreszcie nadeszła chwila (było to d. 12 kwietnia 1832 r.), gdzie leżały już przed nim gotowe obydwa tomy „Poezyi Juliusza Słowackiego" i gdzie matce przesyła radosne doniesienie:

[ocr errors]

Mam poezye moje! I pierwszy dzień ich wyjścia był dla mnie źródłem niewyczerpanych przyjemności. Matko moja, cóż Ty, cóż Wy wszyscy o Waszym Julku powiecie? Matko moja, zdaje mi się, że Ciebie te poezye nie zmartwią chyba zasmucisz się tymi kilku błędami drukarskimi, których Twój szalony Julek uniknąć nie mógł. Zwłaszcza pod koniec Zmii błyszczą te omyłki straszliwym blaskiem. Dziś obaczyłem u Pinard regestr ludzi sławnych, zawarty w biografii Contemporains, a pod literą S. taki porządek Skrzynecki Jan, Słowacki Euzebiusz, Słowacki Juliusz, Smuglewicz Franciszek, Śniadecki Jan, Śniadecki Jędrzej i t. d. Widzicie, że w dobrém jestem

towarzystwie. Ucieszyło mnie to bardzo. Jest to najsławniejsza biografia. Ciekawy jestem, co o mnie piszą będę się starał dostać jéj. To dziwniejsza, że ta biografia wyszła wprzód, nim zacząłem drukować moje poezye; a stąd niewiem, z czego mnie tam sławnym zrobili? Posyłam Wam exemplarze z podpisami. Nie wielu osobom posyłam [było takich exemplarzy 13], a to dlatego, aby moich podpisów nie pospo. litować, aby te osoby, które odemnie dzieło otrzymają, wiedziały, że ja je szczególniéj szanuję i kocham ... A Tobie, kochana Mamo, jakimże sposobem mógłbym dać poznać, że Ciebie jeszcze z pomiędzy tych wszystkich osób odróżniam? Czy Ty nie odgadniesz, Matko, co czułem podpisując dla Ciebie exemplarz?... Na drugi dzień po wyjściu dzieł, Oleszczyński, sławny sztycharz, prosił mnie, abym mu portret mój zrobić pozwolił. Jak wyjdzie, przyślę go Wam. Wiesz, kochana Mamo, ze tyle tu mam uwielbienia od moich rodaków, że mnie już krytyki nic nie obchodzą. Martwię się tylko błędami druku; ale spodziewam się, że będę mógł prędko drugą edycyą wydać i te błędy zginą"... *)

W tym sensie list ten nieco się jeszcze przedłuża; nakoniec kończy go Juliusz tymi słowami:

„Bądźcie zdrowi i szczęśliwi

ja jestem szczęśliwy. I gdyby nawet 2000 franków, wydane

na

*) Odnośnie do tego listu, brzmi notatka mi udzielona przez Eust. Januszkiewicza, jak następuje: „Wszystko, co Juliusz pisał do matki o dwóch pierwszych tomach, o ich przyjęciu przez ziomków w Paryżu mieszkających itd. było wymarzone w jego wyobraźni. Podczaszyński i Mochnacki wydawali podówczas pismo swoje pod imionami królów polskich, jak ja pod imionami ludzi sławnych (dla uniknienia kaucyi

-

dopiero bowiem w 1833 r. otrzymaliśmy pozwole

druk dzieła, nie wróciły się, to powiem, żem nie drogo szczęście kupił"...

To wydawanie dzieł, te różne zajęcia, jakie z tego wynikały w dalszych następstwach, wyczerpywały i czas i całą myśl młodego poety do tego stopnia, że wszystkie inne względy zupełnie im ustępowały miejsca na pierwszym planie. Znajomość z panną Korą, tyle zrazu obiecująca, zeszła z czasem do rzędu rzeczy ubocznych, obojętnych. Minął miesiąc cały i więcej, odszedł list jeden i drugi, i ani słówkiem nie donosił w nich matce, co się dzieje z panną Korą.. Ale matka była zaciekawiona skłaniała się ku przypuszczeniu że milczenie właśnie dowodzi, iż uczucie żyje i wzrasta... w końcu wręcz zainterpellowała jedynaka swojego, jak ta rzecz jest? Na interpellacyą otrzymała odpowiedź taką (d. 4 lipca 1832 r.):

[ocr errors]

Milczenie moje nie dowodzi, żebym się szczerze zakochał. Nie! Wszystko, jak było, wiernie opiszę, choć może śmiesznym się Wam wydam. Przez grze-· czność kiedyś powiedziałem pannie Korze, że ją kocham. Ona mi się także przyznała, że mię kocha a wtedy

nie użycia ogólnéj nazwy). Gdyby poezye Juliusza były sprawiły najmniejsze obudzenie ciekawości: czyżby Maurycy o nich czegoś nie powiedział on, co pierwszy Maryą Malczewskiego pochwalił? W listach Kamilla do rodziny pisanych jestże jaka o nich wzmianka? Bardzo być może, że jak Pan niżej powiadasz, utwory Słowackiege dopiero zyskują po ich przeczytaniu powtórném. Ale jak było zniewolić rodaków do téj ofiary, nie rozumiejących wcale, o co Autorowi chodziło?! Ta obojętność towarzyszyła i tomowi trzeciemu i sam Słowacki w przedmowie świadczy o niéj."

« PoprzedniaDalej »